Michał Szafrański: zdrowe relacje to fundament robienia interesów (wywiad)
Zaufanie to motyw przewodni najnowszej książki Michała Szafrańskiego, twórcy bloga Jak Oszczędzać Pieniądze. W wywiadzie dla portalu Wirtualnemedia.pl rozmawiamy z nim o jego najmłodszym "dziecku" - "Zaufanie, czyli waluta przyszłości". - Interesy najchętniej robimy z tymi, z którymi się lubimy. Nie ma tego lubienia bez wcześniejszej budowy zdrowych relacji. A jeśli się już lubimy, to najlepsze interesy robimy niejako mimochodem, bo po prostu wzajemnie chcemy sobie pomóc - mówi nam Szafrański.
"Zaufanie, czyli waluta przyszłości" to tytuł drugiej książki Michała Szafrańskiego, twórcy internetowego od sześciu zajmującego się tematyką finansów osobistych na blogu Jak Oszczędzać Pieniądze. Najnowszy tytuł pokazuje wieloletnią drogę autora do sukcesu, naznaczoną często trudnymi doświadczeniami życiowymi. To ogromny plus, że Szafrański nie boi się mówić o porażkach i błędach, dzięki czemu w oczach czytelników (zwłaszcza nowych, nie znających go z bloga i innych aktywności) prezentuje jak się doświadczony życiowo człowiek, któremu można zaufać, a nie jak propagandysta papierowych sukcesów spod znaku "możesz wszystko, wystarczy chcieć".
Zaufanie, czyli waluta przyszlości - zapowiedź książki from Michal Szafranski on Vimeo.
Książka zadebiutowała na rynku 16 maja nakładem oficyny wydawniczej Read Me. Tylko w przedsprzedaży tytuł kupiło blisko 2,4 tys. osób, z czego autor uzyskał 208 178 zł przychodu.
Z Michałem Szafrański rozmawiamy o wartości zaufania, modelu współpracy autora z wydawnictwem oraz o tym, jak promuje się w naszym kraju literaturę specjalistyczną.
Justyna Dąbrowska, Wirtualnemedia.pl: Dlaczego zaufanie jest walutą przyszłości?
Interesy najchętniej robimy z tymi, z którymi się lubimy. Nie ma tego lubienia bez wcześniejszej budowy zdrowych relacji. A jeśli się już lubimy, to najlepsze interesy robimy niejako mimochodem, bo po prostu wzajemnie chcemy sobie pomóc. Troszczymy się o interes swój oraz drugiej strony. Dobrych znajomych nie chcemy ładować na miny. My ufamy im, oni ufają nam. Wtedy robienie biznesu jest dużo łatwiejsze. Wzmacnianie zaufania prowadzi z kolei do trwałej relacji i… często również kolejnych, jeszcze większych wspólnych przedsięwzięć. Z kolei jeśli ktoś zawiedzie nasze zaufanie, to po prostu nie chcemy mu dawać naszych pieniędzy. W drugą stronę to działa dokładnie tak samo. Zdecydowanie lepiej budować relacje oparte na zaufaniu – nie tylko w życiu prywatnym, ale i w biznesie. Zresztą obydwa często się przenikają. Szczegółowo opisałem to w mojej nowej książce „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”.
Kim są potencjalni czytelnicy Twojej nowej książki? Dla kogo ją napisałeś?
Z tego co widzę po pierwszych recenzjach, to książka w największym stopniu rezonuje u dwóch grup osób. Pierwsza to osoby, które rozważają rzucenie etatu i pracę dla samych siebie, ale jednocześnie mają masę wątpliwości, czy zdecydować się na ten krok. Książka nie daje gotowej odpowiedzi, ale pokazuje, w jaki sposób ja sam próbowałem się przekonać do opuszczenia mojej „złotej klatki” na dobrze płatnym etacie.
Druga grupa docelowa, to te osoby, które chcą zarabiać na dzieleniu się swoją wiedzą w internecie lub już próbują to robić. Blogerzy, youtuberzy, influencerzy internetowi – zwłaszcza ci, którym nie do końca pasuje zarabianie na prostych współpracach w modelu „przychodzi agencja i chce nas zaangażować”. Dostaję pozytywne opinie, że #ZCWP pomaga poukładać priorytety i że moja historia – pokazująca jak trudne były moje początki i jakich pivotów musiałem dokonać – daje szereg konkretnych wskazówek oraz sporo inspiracji.
Trzecią grupą, dla której świadomie pisałem tę książkę, są początkujący przedsiębiorcy, którzy są pełni wątpliwości czy można budować solidny biznes oparty na pasji i zainteresowaniach, czy warto być uczciwym, w co wkładać energię, czy koniecznie trzeba skalować firmę poprzez zatrudnianie pracowników itp. To manifest pewnego stylu prowadzenia małej firmy opartego na rzetelności, uczciwości, jakości i jednocześnie takiej, która służy jej właścicielowi, a nie na odwrót. Podaję w niej także liczne przykłady na to, że dobro naprawdę powraca.
Drugą książkę, inaczej niż pierwszą, wydajesz we współpracy z wydawnictwem. Jakie czynniki miały wpływ na Twoją decyzję?
Nie było jednego czynnika, który miałby kluczowe znaczenie. Raczej przesądził o tym splot okoliczności, których suma złożyła się na taką decyzję.
Historycznie wyglądało to tak, że z Anną Zdrojewską-Żywiecką – szefową Grupy Wydawniczej Relacja – rozmawialiśmy jeszcze o wydaniu książki „Finansowy ninja”. Wtedy mnie nie przekonała, ale zbudowała obraz osoby otwartej i wiarygodnej. W ubiegłym roku wróciła do mnie z informacją, że zakupiła prawa do wydania książki „Will It Fly” („Gotowi na start”) amerykańskiego blogera Pata Flynna i poprosiła o mnie o napisanie przedmowy do tej książki. Jako, że jestem fanem Pata Flynna i sporo od niego czerpałem rozpoczynając prowadzenie mojego bloga, to pomyślałem, że fajnym dodatkiem dla moich Czytelników będzie opublikowanie krótkiego ebooka jako pokazującego case study mojego bloga. To dobry przykład, że to czego uczy Pat sprawdza się również w Polsce.
Podzieliłem się pomysłem z Anią, a gdy usiadłem do konspektu tego ebooka to zdałem sobie sprawę, że mam przed sobą zarys kilkuset stronicowej książki a nie krótkiego ebooka. Chciałem zdążyć z nią na premierę książki Pata, która planowana była na Warszawskie Targi Książki. Wiedziałem, że samemu będzie mi trudno i jednocześnie liczyłem na efekt synergii pomiędzy obydwoma książkami. To była bardzo dobra przyczyna, aby wydać „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” właśnie z wydawnictwem Relacja.
Pozostawały do doprecyzowania szczegóły finansowe. Jako self-publisher, który bardzo dobrze sprzedał „Finansowego ninja”, miałem w ręku konkretne argumenty dla wydawcy. Wypracowaliśmy z Anią nowatorski model wydania mojej książki łączący najlepsze cechy self-publishingu i tradycyjnego procesu wydawniczego. Minus jest tylko taki, że jesteśmy pionierami i nie ma jeszcze publicznych przykładów na to, że taki model sprawdzi się w rzeczywistości. Zdecydowałem się jednak podjąć ryzyko.
Mówiąc w dużym uproszczeniu model ten polega na tym, że na egzemplarzach sprzedawanych przez mój sklep internetowy, zarabiam bardzo podobnie jak w self-publishingu i to pomimo, że formalnie książka wydana jest przez tradycyjnego wydawcę. Otrzymuję wynagrodzenie autora, dystrybutora, sprzedawcy oraz skutecznego marketingowca – w efekcie ok. 75% z ceny okładkowej książki. Mówiąc krótko – zarabiam podobnie jak w przypadku „Finansowego ninja”, którego wydawałem całkowicie samodzielnie.
Z kolei przy sprzedaży poza moją stroną zarabiam tylko 10-15% ceny okładkowej książki (w zależności od liczby sprzedanych egzemplarzy).
Łącząc jednak te oba kanały sprzedaży i uśredniając moje przychody mogę zarobić znacznie lepiej niż autorzy wydający tylko tradycyjnie, a z drugiej strony liczyć na szerszą dystrybucję niż tylko poprzez mój internetowy kanał sprzedaży, bo książka dostępna jest także w wielu księgarniach. Zasadność decyzji o realizacji takiego hybrydowego modelu dopiero przyjdzie mi ocenić za kilka miesięcy. Jak na razie jest całkiem dobrze. W przedsprzedaży sprzedałem ok. 3000 egz. nowej książki – większość w pakietach z innymi – osiągając przychód ok. 250 tys. zł, z czego większość zostanie w mojej kieszeni.
Poza tym lubię rzucać sobie i innym wyzwania. Zobaczymy jak skutecznie tradycyjna dystrybucja potrafi sobie poradzić ze sprzedażą #ZCWP – w mojej opinii po prostu dobrej książki.
Jakie kluczowe różnice dostrzegasz między wydawaniem książki we współpracy z wydawcą a self-publishingiem?
Książkę „Finansowy ninja” wydawałem samodzielnie robiąc to po raz pierwszy. Sporo czasu poszło na planowanie działań, szukanie podwykonawców: grafików, drukarni, firmy pakującej i nadającej przesyłki, dostawcy sklepu internetowego, firmy obsługującej płatności, a także konstruowanie maksymalnie zautomatyzowanych procesów obsługi zamówień i klientów.
Przy książce „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” – niejako wszedłem „na gotowe” w zakresie sprzedaży przez moją stronę i dodatkowo skorzystałem ze wsparcia mojego wydawcy zdejmując sobie z głowy zarządzanie samym procesem wydawniczym. Przy #FinNinja to właśnie ta biznesowa otoczka była najbardziej angażująca i potencjalnie problematyczna.
Zupełnie inaczej wygląda także planowanie i prowadzenie działań promocyjnych. Poprzednio robiłem to sam, a teraz współpracuję z wydawcą. Poprzednio miałem wszystko pod kontrolą, a teraz – działam w warunkach tylko częściowo kontrolowanego chaosu, bo działania promocyjne prowadzi także sama tradycyjna sieć sprzedaży książki. Zbieram ciekawe doświadczenia.
Czy praca nad drugą książką różniła się z Twojej perspektywy od tego, jak musiałeś pracować przy pierwszej?
Tak. Różnice w sposobie pracy wynikają chociażby z różnej tematyki obu książek. #FinNinja wymagał dużo dłuższego przygotowania oraz wymyślenia prostego i zrozumiałego sposobu prezentowania danych liczbowych. Podstawowym celem była użyteczność tej książki jako uniwersalnego poradnika finansów osobistych a wszystko co ma być proste i łatwe do przyswojenia, wymaga dużego nakładu pracy nad zapewnieniem tej prostoty. Szacuję, że na pisanie książki przeznaczyłem łącznie około 7 miesięcy, a cały proces był w sumie rozciągnięty na dwa lata.
Przy #ZCWP było znacznie łatwiej. Ta książka przedstawia historię mojego bloga oraz moje doświadczenia, przemyślenia i wnioski. Zero generalizowania i uniwersalności. Wręcz przeciwnie – jest to bardzo subiektywny manifest pewnego stylu prowadzenia własnej firmy mocno zakorzenionej w internecie i w możliwościach, które stwarza nowoczesnym przedsiębiorcom. Faza researchu, czyli zbierania materiałów do książki, była bardzo skrócona i trwała około dwóch tygodni. W tym czasie powstała też kompletna struktura książki, którą w późniejszym etapie stopniowo wypełniałem treścią. Było mi łatwo zebrać wszystkie informacje, bo wcześniej na bieżąco dokumentowałem poszczególne etapy rozwoju bloga. W efekcie 430 stron książki napisałem w niewiele ponad miesiąc. Było nieporównywalnie łatwiej, a jednocześnie jestem bardzo zadowolony, że udało mi się przekazać to, co planowałem i w taki sposób, który daje szansę na olbrzymią przydatność tej książki dla innych.
Pomogło mi też to, że do momentu ukończenia pisania książki nikt poza najbliższymi znajomymi nie wiedział, że ją piszę. Tworząc ją po cichu, zdjąłem z siebie całą presję, która często wiąże się ze zbyt wczesnym ujawnieniem ambitnych planów.
Jak promujesz książkę? Czy ograniczasz się do własnych kanałów, jak blog i social media? Jak wygląda marketing wokół #ZCWP?
Staram się powtórzyć to, co sprawdziło się przy promocji „Finansowego ninja”, przy czym tutaj zadanie jest o tyle trudniejsze, że marketingiem zajmuje się oprócz mnie również mój wydawca.
Ja wykorzystuję mój blog, podcast, media społecznościowe oraz posiłkuję się zbudowanymi wcześniej relacjami z innymi twórcami internetowymi i dziennikarzami. Robię to całkowicie solo. Nie mam żadnych asystentów i nie współpracuję z żadnymi agencjami PR. Kieruję się swoim wyczuciem korzystając z moich wcześniejszych doświadczeń – szczegółowo opisanych także w książce.
Wydawca działa swoimi kanałami: kontaktuje się z dziennikarzami, organizuje spotkania autorskie, pokazuje książkę na targach i jest też obecny na konferencjach, na których występuję. Promuje także książkę bezpośrednio w tradycyjnych kanałach sprzedaży, co ma dla mnie kolosalne znaczenie, bo w tym obszarze nie mam praktycznie żadnego know-how. Dbamy o synergię naszych działań i przynosi to jak na razie bardzo dobre rezultaty. Książka w okresie przedsprzedaży utrzymywała się na liście TOP 100 bestsellerów Empik – aktualnie w okolicy pozycji 20. Zadebiutowała również wysoko na liście bestsellerów Bonito. Jest dobrze.
Czym Ci zawiniły agencje marketingowe i komercyjne firmy, że nie współpracujesz z nimi przy kampaniach?
Niczym. Po prostu nie realizuję kampanii. Działam według własnych zasad i realizuję własne projekty. Bardzo sporadycznie zapraszam do nich marki do współpracy – tam, gdzie widzę celowość takiego działania i korzyści dla Czytelników, samej marki i jednocześnie dla mnie. Zauważyłem jednak taką prawidłowość, że im więcej zaangażowanych podmiotów, tym większy jest narzut biurokratyczny na realizację takiej współpracy i tym większa potrzeba kompromisów. Ja nie lubię ani kompromisów, ani biurokracji. Mam o tyle komfortową sytuację, że zarabiam na własnych produktach, więc mogłem całkowicie zrezygnować ze współprac z firmami. Z jednej strony to dosyć kosztowna decyzja, a z drugiej – cenię sobie spokój wynikający z tego, że nie muszę zaprzątać sobie głowy takimi współpracami.
Jesteś jednym z najbardziej znanych polskich blogerów. Jak oceniasz obecną kondycję tego środowiska?
Nie oceniam w ogóle, bo wszelkie generalizacje uważam za założenia nietrafione. Blogosfera jest bardzo różnorodna i w tej różnorodności wymyka się takim zbiorowym ocenom. Myślę, że jesteśmy jako środowisko twórców internetowych w takim fajnym momencie, w którym wyraźnie widać, że sposobów na wyrażanie siebie i realizację własnych celów jest wiele. Nie ma jednej drogi. Każdy kroczy własną.
Dołącz do dyskusji: Michał Szafrański: zdrowe relacje to fundament robienia interesów (wywiad)