Trybunał Sprawiedliwości UE rozstrzygnął spór o linki do zdjęć z „Playboya”: publikacja takich odnośników może być nielegalne
W jednym z wyroków w sprawie o naruszenie praw autorskich Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że zamieszczanie w internecie linków do treści objętych prawami autorskimi może być nielegalne, a wydawcy powinni przed zamieszczeniem odnośnika sprawdzić, czy zostały pod nim umieszczone materiały zgodne z przepisami. Wyrok może oznaczać kłopoty i wydatki zarówno dla wydawców, jak i właścicieli wyszukiwarek internetowych.
Swoje stanowisko w sprawie odsyłania internautów do treści łamiących przepisy o prawach autorskich Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zawarł w wyroku kończącym spór sądowy pomiędzy Sanomą a GS Media.
Sprawa sięga roku 2011, gdy holenderski wydawca GS Media zamieścił na swojej stronie GeenStijl odwiedzanej codziennie przez ponad 230 tys. internautów artykuł na temat holenderskiej celebrytki Britt Dekker i jej nagich zdjęć wykonanych dla „Playboya”.
W materiale znalazł się link odsyłający internautów do strony Filefactory, z której można było ściągnąć fotografie zamieszczone w magazynie. Jednak prawa autorskie do zdjęć posiadała Sanoma, wydawca „Playboya”, która zwróciła się do GS Media z żądaniem usunięcia kontrowersyjnego hiperłącza.
Holenderski wydawca nie zareagował, w dodatku po usunięciu spornych zdjęć ze strony Filefactory opublikował kolejne 2 teksty zawierające linki do innych stron z fotografiami Britt Dekker.
Sanoma wystąpiła z powództwem przeciwko GS Media, a kolejne instancje holenderskiego sądownictwa wydawały sprzeczne wyroki. Ostatecznie więc spór zakończył się przed obliczem Trybunału Sprawiedliwości UE.
W wydanym orzeczeniu stwierdzono, że w tym konkretnym przypadku firma GS Media naruszyła prawa autorskie należące do Sanomy, bowiem wydawca posiadał wiedzę o tym, że zamieszczony przez niego link prowadzi do materiałów publikowanych w sposób nielegalny.
Przy okazji trybunał w swojej ogólnej konkluzji podkreślił, że w indywidualnych przypadkach kluczowe znaczenie ma fakt, czy hiperłącze jest publikowane w celach zarobkowych, czy też nie.
- Gdy umieszczenie hiperłącza zostaje dokonane w celu zarobkowym, można oczekiwać od podmiotu dokonującego takiego umieszczenia, że przeprowadzi on niezbędne weryfikacje, aby upewnić się, że dany utwór nie został bezprawnie opublikowany w witrynie, do której odsyłają wspomniane hiperłącza, w związku z czym można domniemywać, że to umieszczenie zostało dokonane z pełną świadomością tego, iż wspomniany utwór jest chroniony i ze świadomością ewentualnego braku zezwolenia podmiotu praw autorskich na publikację w internecie - stwierdza uzasadnienie Trybunału.
Jednocześnie trybunał podkreśla, że w wypadku stron internetowych nie zamieszczających materiałów i zawartych w nich linków w celach zarobkowych może się okazać, że nie naruszyły ona prawa odsyłając do treści chronionych prawem autorskim. W tym wypadku bowiem wydawca musiałby niejednokrotnie ponieść wysokie koszty ustalenia do kogo należą prawa autorskie, których nie zrekompensuje finansowo publikacja konkretnego materiału i hiperłącza.
W tym wypadku właściciel praw autorskich do treści zamieszczonych pod hiperłączem, który nie wydał zgody na ich publikację może zwrócić się do wydawcy o usunięcie linka. Wydawca zaś, który został tą drogą powiadomiony o nielegalności materiałów ukrytych pod linkiem powinien niezwłocznie usunąć takie hiperłącze.
Stanowisko trybunału może w praktyce oznaczać kłopoty dla komercyjnych wydawców oraz internetowych wyszukiwarek. W myśl orzeczenia powinni oni bowiem za każdym razem, gdy publikują łącze internetowe do konkretnych zewnętrznych treści sprawdzić czy nie są one chronione prawami autorskimi i czy właściciel tych praw udzielił zgody na udostępnianie tych materiałów w sieci.
Dołącz do dyskusji: Trybunał Sprawiedliwości UE rozstrzygnął spór o linki do zdjęć z „Playboya”: publikacja takich odnośników może być nielegalne
Efekt? Projektodawca prawa podróżował po Rzymie w lektyce z zasuniętymi zasłonami, by nie musieć oglądać, jak powszechnie łamane jest prawo, które sobie zmyślił.
Wywód prawniczy "uroczy". Dzieli na profesjonalistów, którzy zarabiają w internecie i na których nakłada się większe ciężary, od nieprofesjonalistów, którzy muszą reagować tylko na wezwanie. I to wszystko byłoby ładnie w świecie produkcji butów, murarstwa, mechaniki samochodowej.
Ale w internecie obok "pełnych profesjonalistów" (czyt.: i tak nieuchwytnych piratów) większość stanowią półprofesjonaliści. Tacy, którzy gdzieś tam refinansują się reklamą, zamieszczają pół-częstotliwie treści.
Realnie: tylko ci, którzy wiedzą o tym, że zamieszczają treści łamiące prawa autorskie, mają wiedzę o stanie prawnym zamieszczanych treści. Największe podmioty profesjonalne - zazwyczaj mają taką wiedzę, ale co rusz słyszymy, o jakiejś "wtopie" ze zdjęciem, etc. (np. w polskiej reklamie napoju alkoholowego, która zakończyła się sprawą karną). Dla mniejszego profesjonalisty lub zwykłego użytkownika półprofesjonalnego analiza prawnoautorska jest realnie niewykonalna.