Sebastian Stępak: ZFPR nie jest i nigdy nie było organizacją dla dużych agencji
O priorytetach Związku Firm Public Relations i perspektywach współpracy z innymi stowarzyszeniami branżowymi, wizerunku PR oraz wyzwaniach po pandemii rozmawiamy z Sebastianem Stępakiem, prezesem ZFPR.
Justyna Dąbrowska-Cydzik, Wirtualnemedia.pl: Właśnie został pan nowym prezesem ZFPR. To dla pana powrót do zarządu organizacji, tym razem w nowej roli.
Sebastian Stępak, prezes Związku Firm Public Relations: Ostatnio podsumowałem sobie, że byłem w zarządzie ZFPR w kadencjach 2015-2017 oraz 2017-2019. Później ukonstytuował się nowy zarząd z Adamem Jaroszem na czele. W połowie jego kadencji przejmuję od niego stery.
Zakończenie kadencji całego zarządu ZFPR było dość sporym zaskoczeniem w branży. Dlaczego skończyła się przedwcześnie?
Najlepiej na ten temat potrafi odpowiedzieć poprzedni zarząd. Z mojej perspektywy mieli naprawdę niebywale trudny rok. W MSL od 15 marca do 15 kwietnia tkwiliśmy w strasznym okresie - martwiliśmy się o to, jak odbije się na nas pandemia, czy będziemy już zawsze zamknięci w domach, czy dotychczasowi klienci zdecydują się z nami zostać. To był chyba najgorszy moment w mojej karierze zawodowej. Przez miesiąc nie wiedzieliśmy co się wydarzy. W tym strasznym czasie, zarząd ZFPR musiał zadbać i o własne firmy, i o Związek. Niezwykle trudne, wręcz karkołomne zadanie.
Gdyby miał pan podsumować kadencję swojego poprzednika - co się Adamowi Jaroszowi udało, a co nie?
Poprzedni zarząd wystartował bardzo fajnie, miał wiele ciekawych pomysłów. O tym, co im się udało zacząć, a my mamy dokończyć, będziemy mogli dokładniej powiedzieć za rok. Warto wymienić na pewno to, co dzieje się w obszarze inicjatyw CSR, employer brandingowych, aktywności konferencyjnej ZFPR. Fantastycznie w tym roku obroniły się Złote Spinacze - absolutnie rekordowa liczba zgłoszeń, wspaniałe osiągnięcie jak na czas pandemiczny. Jest więc bardzo wiele dobrych rzeczy, które poprzedni zarząd po sobie pozostawia.
Bardzo ciężko oceniać kogoś po roku, bo to nie jest standardowa kadencja. Dlatego też chciałabym dopiero po dwóch latach móc ją podsumować z dokładnym zaznaczeniem, które inicjatywy przejęto i jak udało się je skonkludować po roku działalności.
Musimy pracować nad wizerunkiem branży public relations
Jakie będą pana priorytety jako prezesa ZFPR? Jakie cele stawia przed sobą zarząd?
Chcę nadmienić, że jesteśmy zarządem, który ukonstytuował się troszkę wcześniej. Przed zakończeniem kadencji poprzedniego zarządu, dlatego teraz zaczęliśmy pracować nad najważniejszymi dla nas kwestiami.
Po pierwsze, pandemia się kończy i gospodarka powoli będzie się rozpędzała. Klienci, którzy od nas odeszli - z segmentów turystyki, Horeca i innych - mamy nadzieję, że szybko powrócą. Będzie to oznaczało, że potrzebujemy szybko zatrudniać nową rzeszę pracowników. Możliwie najszybciej będziemy starali się dojść do stanu naszej działalności z 2019 roku. To jest powiązane z tym, jak nasze oferty są pokazywane w tym momencie działom zakupów. Wiemy, że ich także mocno dotknęły negocjacje cen ze strony ich klientów.
Branża potrzebuje teraz naszego wsparcia biznesowego. Należy otwarcie rozmawiać z klientami o tym, skąd biorą się koszty naszej działalności, ile kosztuje praca naszych konsultantów. Napływ młodych ludzi do PR stoi pod znakiem zapytania. Nie jest to już tak atrakcyjna branża, w której ja kilkanaście lat temu zaczynałem. Dziś to my musimy zabiegać o "świeży narybek".
Musimy przedstawiać klientom benefity płynące z naszych działań. Klient powinien widzieć, że agencja PR przynosi mu ona długotrwałą korzyść. Agencja winna komunikować, że wizerunek jest dziś ekstremalnie ważny. Wpływa na sprzedaż, na postrzeganie w oczach opinii publicznej i na ich atrakcyjność jako pracodawcy.
Druga rzecz to ochrona wizerunku naszej branży. Nie możemy tkwić w obecnej sytuacji. Musimy naprawdę skupić się na tym, żeby zrównoważyć wszystkie negatywne publikacje, które pojawiły się w ostatnich miesiącach w kontekście agencji public relations. Trudno mi rozmawiać o przyczynach tej sytuacji, z czego wynika, z drugiej strony jednak myślę, że potrzebujemy bardzo dużo pozytywnych komunikatów i na pewno będziemy starali się je dostarczać ze strojoną siłą. W aktywny sposób powinniśmy zajmować się nie "rozlanym mlekiem", a przede wszystkim pozytywną promocją odpowiednich standardów zawodu PR-owca.
Trzecia rzecz wynika z tego, że nasza organizacja nie jest teraz poważanym partnerem w rozmowie ze sferą rządową. Chcemy to zmienić. Uważamy, że doradzanie rządowi powinno być tak jak w innych krajach kwestią honorową - taką, która sprawia, że możemy być dumni z tego, w jaki sposób wypełniamy swoje obowiązki. Pod tym względem ikoniczną dla mnie kwestią był program szczepień w Niemczech. Od początku do końca był przygotowywany i konsultowany z agencjami PR i reklamowymi. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to dało niesamowity efekt. Wykorzystano kreatywne i komunikacyjne zasoby z rynku w słusznej społecznej sprawie. My w Polsce nigdy nie mieliśmy na stole takiego briefu. Myślę, że wynika to z kilku powodów.
Dziś w sferze administracji publicznej sformułowanie "agencja PR" staje się "elektryczne", właśnie z uwagi na pojawiające się publikacje w opiniotwórczych mediach. Samorządy wolą zatrudniać do realizacji nawet skomplikowanych programów unijnych własnych pracowników, niż angażować profesjonalną agencją PR. To trzeba w jakiś sposób zaadresować. Musimy zająć się bieżącym informowaniem o tym, co robimy, jakie są nasze możliwości i jak jesteśmy w stanie pomóc w konkretnej sytuacji.
Ostatnia szalenie ważna rzecz to media. Są dziś w Polsce w bardzo trudnym okresie. Zastanawiamy się w Związku, w jaki sposób moglibyśmy wspomóc ich funkcjonowanie - zarówno pod kątem biznesowym, jak i szerzej - pod kątem ich przyszłości. Segmenty takie jak prasa drukowana przeżywają teraz najcięższe chwile, a ta sytuacja trwa już od bardzo długiego czasu, i my to widzimy. Mamy nadzieję, że odwrót od prasy drukowanej to proces, który da się jeszcze odwrócić. Dla PR-u media drukowane są ultraważne, z punktu widzenia tego, jak realizujemy nasze usługi i jaka jest ich skuteczność. Bardzo byśmy chcieli, żeby ten najbardziej poważny, opiniotwórczy segment prasy, funkcjonował i oddychał znowu w sposób normalny.
Na stole są już jakieś gotowe pomysły?
Mamy wstępne koncepcje. Po kilku dniach kadencji trudno mieć już gotowe pomysły. Obecnie jesteśmy w trakcie przejmowania obowiązków od poprzedniego zarządu i decyzji, które działania kontynuować. O konkretach będziemy informować w najbliższych tygodniach.
ZFPR wspiera Hannę Waśko
Jakie jest pana stanowisko wobec pozwu agencji R4S wytoczonego pani Hannie Waśko z Big Picture? Czy może ona liczyć na wsparcie ZFPR?
Jeżeli chodzi o działalność firmy R4S - w przestrzeni publicznej wszystko, a nawet więcej, zostało już powiedziane. Mogę się do tego odnieść następująco - wszelkie działania, które zostały opisane w tych skrajnie negatywnych dla branży publikacjach, w żaden sposób nie miały nic wspólnego z działalnością agencji PR i usługami, które proponujemy naszym klientom. Nie mamy konkretnego aksjomatu, który decyduje, czy jakaś firma jest agencją PR czy nie. Należy jednak zauważyć, że trudno znaleźć drugą agencję public relations na rynku, która mogłaby w jakikolwiek sposób być przedstawiana w tym świetle co R4S. Sama R4S jawi mi się jako firma szeroko rozumianego doradztwa.
Jeżeli zaś chodzi o to, co wydarzyło się wobec Hanny Waśko - to dla nas duży szok. Przede wszystkim faktycznie nie wiemy bowiem, czego dotyczy pozew, a w zasadzie pozew i zawiadomienie złożone do prokuratury. Jeśli dokładnie przeczytamy oświadczenie R4S zamieszczone w sieci, to dowiemy się, że Hanna została postawiona na równi z dziennikarzami. Wedle tego oświadczenia jest ona odpowiedzialna za publikowanie artykułów szkalujących tę firmę. Hanna jak wiemy jest PR-owcem i nie publikuje artykułów w mediach. Bardzo chcielibyśmy chwilę poczekać, by móc konkretnie i merytorycznie skomentować treść pozwu. Dziś możemy jedynie zakładać, że chodzi o wypowiedzi medialne Hanny, która jest osobą uczciwą, niebywale wyrazistą, a przede wszystkim szczerą w komunikowaniu swoich poglądów. Myślę, że także niezwykle świadomą w kwestii konsekwencji tego typu wypowiedzi.
Warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze, artykuły i wszystko co z nimi związane w mediach od około roku, nie doczekały się skutecznego sprostowania. Zakładam, że Hanna nie wymyśliła swoich argumentów, a korzystała z informacji powszechnie dostępnych.
Po drugie, zwróćmy uwagę na skalę reakcji R4S - myślę, że jest poza wykresem, przynajmniej dla mnie i wielu moich znajomych z branży. Nie będę tu mówił, że nie powinniśmy się na siebie nawzajem skarżyć po jednej wypowiedzi medialnej. Nie chcę mówić, że dialog jest podstawą, a wejście na drogę prawną jest absolutną ostatecznością w wachlarzu rozwiązań jakie proponujemy klientom. Z tego zawsze jest więcej szkód wizerunkowych niż jakiegokolwiek pożytku, a taki ruch rzadko kiedy prowadzi do rozwiązania problemu.
Podam przykład. Jedna z firm, światowych potentatów w kwestii tzw. wealth management, często określana mianem piramidy finansowej zaprosiła na swoją konferencję Edwarda Snowdena. Podczas swojego wystąpienia na rzeczonej konferencji Snowden jako główny mówca, ku zaskoczeniu wszystkich przestrzegł zebranych przed działalnością gospodarza. Jej właściciel mimo wszystko, doświadczając publicznego upokorzenia dał Snowdenowi 24 godziny na wycofanie się ze swoich słów i przeprosiny, albo spotkają się w sądzie. Jeśli więc na świecie najpierw dajemy sobie szansę na rozmowę i przeprosiny, a sąd traktujemy jak ostateczność, to sądzę, że u nas to również powinien być standard.
Wytaczanie ciężkich dział z zerową komunikacją to coś bardzo zaskakującego, szczególnie w branży PR, gdzie podstawowym założeniem wszelkich działań jest dialog. Powinniśmy rozmawiać. Pozwy mogą mieć efekt mrożący – jeżeli nie będziemy dyskutować w ogóle o działalności agencji R4S, nie będą ukazywać się kolejne publikacje.
Zwróćmy uwagę, że pozwy R4S są personalne, nie są skarżone wydawnictwa i redakcje. To także dość duży wyłom. My oczywiście wspieramy Hannę Waśko, znamy ją nie od dziś. Jest niebywale zaangażowana społecznie w CSR. Będziemy wspierać ją w wyjaśnianiu tej kwestii, mam nadzieję w sposób polubowny, a nie na sali sądowej.
Czy publikacje na temat R4S, a ostatnio też o agencji Publicon, odbiją się w istotny sposób na postrzeganiu całej branży PR?
Firmy zrzeszone w Związku Firm Public Relations są najlepszym przykładem, że ten rynek tak nie wygląda. Jeszcze raz podkreślam - od wielu miesięcy, żadna publikacja która pojawiła się na temat firmy R4S nie ma nic wspólnego z komunikacją i z tym, co my robimy na co dzień. Czuję, że nie powinniśmy rozmawiać o agencjach PR w kontekście tych publikacji. Mimo tego, określenie "agencja PR" się w nich pojawia i my z tego powodu cierpimy jako branża.
Tym niemniej, agencje ZFPR są najlepszą wizytówką tego, w jaki sposób etycznie i zgodnie ze sztuką podchodzić do zagadnień komunikacyjnych.
W kwestii agencji Publicon, sprawa jest jeszcze dość świeża. Nie chciałbym wypowiadać się na temat tej kwestii, bo Publicon należy do innej organizacji branżowej. Głęboko wierzę, że zarówno Szymon Sikorski, jak i Stowarzyszenie Agencji Public Relations do którego należy Publicon, oficjalnie odniosą się do wspomnianych publikacji. To jeszcze nie nastąpiło ale wierzę, że niebawem nastąpi.
Związek Firm Public Relations nie tylko dla dużych agencji
W branży pojawiają się opinie, że ZFPR-owi zależy na członkostwie tylko dużych agencji. Ile jest w tym prawdy i czy chcecie włączać także mniejsze podmioty?
Nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy organizacją dla dużych agencji. Jeśli zbadamy po kolei wielkość każdej zrzeszonej w związku firmy, to zobaczymy, że różnimy się od siebie niesamowicie. Właśnie ta różnorodność to wielka siła, bo pozwala nam skutecznie reprezentować interesy agencji każdej wielkości.
W ostatnich latach grono agencji członkowskich ZFPR się uszczupliło. Głośnym echem odbiło się zawłaszcza odejście na rzecz innych stowarzyszeń branżowych Partner of Promotion i Alert Media Communications. Jaki ma pan pomysł, żeby zwiększyć liczbę członków ZFPR? A może ich liczba jest wystarczającą reprezentacją całej branży?
Zawsze zależy nam na nowych członkach, którzy reprezentują to samo podejście do biznesu co my - bez względu na liczbę zatrudnionych osób i wielkość agencji. Będziemy o nich bardzo zabiegać.
Oczywiście mamy swoje podstawowe kryteria, jak czas istnienia na rynku i anegdotyczny próg przychodowy w wysokości miliona złotych rocznie. Zapraszamy wszystkich serdecznie do partycypacji i uczestniczenia w kształtowaniu tego, co dzieje się na rynku PR. Każdy nowy członek jest na wagę złota.
Co do Partner of Promotion i Alert Media Comunications - w opuściły ZFPR, ale jak się za po chwili okazało z mocnym imperatywem zapoczątkowania nowej inicjatywy.
Funkcjonowanie w Związku Firm Public Relations jest również zaangażowaniem społecznym. Tutaj zarówno Partner of Promotion, jak i Alert Media Communications angażowały się w życie ZFPR-u w sposób umiarkowany, przynajmniej podczas dwóch kadencji, w których miałem okazję pracować w zarządzie. Niedługo po opuszczeniu naszych szeregów okazało się, że są członkami-założycielami nowego stowarzyszenia, więc opuszczenie szeregów ZFPR miało bardzo konkretny cel.
Widzi pan pole do współpracy z SAPR i drugą organizacją branżową, PSPR?
Zarówno PSPR, jak i SAPR, od razu po ogłoszeniu nowego zarządu ZFPR, złożyły nam propozycje spotkania, z których zamierzamy skorzystać. W przypadku PSPR-u na 100 procent, ponieważ to organizacja, z którą współpracujemy od lat. W przypadku SAPR-u jak najbardziej tak, ponieważ uważamy, że dialog jest wartością kluczową. Jeżeli takie zaproszenie padło, to warto się spotkać, mimo tego że możemy się nie zgadzać co do wielu kwestii. Bezsprzecznie ważne dla mnie jest to, by przed takim spotkaniem SAPR oficjalnie odniósł się do kwestii artykułu związanego z agencją Publicon. Myślę, że wtedy nasze spotkanie będzie przebiegało w znacznie lepszej i bardziej konstruktywnej atmosferze. [wywiad został przeprowadzony pod koniec kwietnia br., od tego czasu władze ZFPR spotkały się z SAPR - przyp. red.].
Czy trzy organizacje jednej branży to optymalna liczba? W takiej formule da się skutecznie działać na rzecz całej branży?
Dla mnie liczba organizacji branżowych nie stanowi problemu.
Niedawno powstały SAPR zrzesza już kilkadziesiąt agencji, jest tworem dla którego jest miejsce na rynku. Ewidentnie jednak jest między nami różnica wizji rozwoju branży. To jednak w żaden sposób nie przeszkadza nam rozmawiać o podstawach, o głównych kwestiach, które nie sądzę by nas poróżniły. Znamy się przecież nie od wczoraj. Pan Trochimiuk i pan Łaszyn współtworzyli ZFPR. Nasze organizacje nie powinny się zwalczać, a konkurować w sposób stanowiący wartość dla branży. PSPR jest zupełnie inną organizacją, ważną i potrzebną na polskim rynku PR – zrzesza wszystkich ale zdecydowanie bardziej kieruje swoją ofertę do osób indywidualnych.
Wszyscy winniśmy konkurować na aktywności, ściągać nowych członków i dbać o ich interesy, bo dzięki temu wysyłamy pozytywny sygnał o naszej branży. Zdecydowanie powinno odbywać się to w duchu właśnie tej pozytywnej konkurencji. Tak naprawdę najbardziej liczy się to, co robimy dla PR-u w Polsce i swoich członków, a nie to co o sobie mówimy w przestrzeni publicznej.
Ilu do tej pory sygnatariuszy zebrał Kodeks Etyki PR? Jak ocenia pan jego dotychczasowe przestrzeganie?
SS: W tej chwili deklarację podpisało ponad 300 osób. Myślę, że każdy kto zajmuje się na polskim rynku PR-em, powinien zatrzymać się nad tym dokumentem i nic nie powinno powstrzymywać przed jego podpisaniem. To publiczna deklaracja przestrzegania zasad etycznych. Głównie o to nam chodzi. Jeśli ktoś decyduje się na podpisanie takiej deklaracji, to tylko po to, by realizować jej założenia.
Czy związkowy ranking agencji PR według fee income wymaga jakieś reformy? Dlaczego nie wszystkie agencje zrzeszone w ZFPR do niego przystępują? Według pana powinny?
Trzeba pamiętać, że ZFPR jest organizacją demokratyczną, nie możemy nikogo do niczego zmuszać.
To oczywiste, ale czy będziecie zachęcać do brania udziału w rankingu?
Oczywiście, że tak! Co roku to robimy. Osoby z obecnego, jak i poprzedniego zarządu świecą przykładem, angażując się w tworzenie rankingu.
Ranking nie jest po, by pokazać, kto jest na pierwszym, drugim, trzecim miejscu. Zdaję sobie sprawę, że może to brzmieć głupio z ust prezesa agencji wiodącej w rankingu. Nie zawsze jednak tak było. Jako Ciszewski PR plasowaliśmy się w okolicach końcówki pierwszej dziesiątki. Ranking transparentnie pokazuje, jakie są nasze faktyczne wynagrodzenia za usługi.
Pokazywanie tylko przychodów z KRS nie daje nam pełnego obrazu kondycji agencji. Będę mocno stał na straży fee income, czyli wskaźnika, za co klienci płacą w ramach naszych usług. Nie bez znaczenia jest również generowany zysk - to informuje o naszej kondycji biznesowej. Dzięki temu rankingowi nie mówimy jaka jest kolejność agencji w branży, ale komunikujemy w dużej mierze jako jedyni – jej faktyczną wielkość. Pokazujemy, ile nasze agencje zatrudniają, jak generują przychody z usług, jakie ogólne przychody osiągają. Zawsze warto gorąco zachęcić, szczególnie w tak trudnym wizerunkowo dla nas czasie jak obecnie, do pokazywania transparentnie, w jaki sposób pracujemy, jak podchodzimy do biznesu. Będziemy robić wszystko, w tym roku i w kolejnych, by przekonać każdego członka ZFPR do wzięcia udziału w rankingu.
Dlaczego pana zdaniem część agencji ZFPR nie bierze udziału w rankingu fee income?
SS: Zrzeszamy agencje różnych wielkości. Sądzę, że niekiedy problemem może być strategia agencji. Są na rynku podmioty skoncentrowane na tym, żeby nie rosnąć – co nie oznacza wcale nic złego. Skala ich działalności im odpowiada, bo osiągają odpowiednią efektywność biznesową. Utrzymują bardzo wysoki poziom marżowości, wystarcza im maksymalnie pięciu klientów, którzy są z nimi od lat. Tego typu firmy, pokazując swoje fee income, narażają się na negocjacje i obniżki marży, bo kluczowi klienci są w stanie ocenić jaki jest potencjał biznesowy ich zleceń na tle całego przychodu. Dodatkowo w ten sposób wysyłają klientowi często mylny sygnał, że jego zlecenia są absolutnie kluczowe do utrzymania agencji w dobrej kondycji, co otwiera pole do niepożądanych negocjacji.
Co roku w okolicy daty publikacji rankingu wraca dyskusja o tym, czy powinien być obligatoryjny. Taka koncepcja ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.
W ubiegłym roku delegaci Polskiego Stowarzyszenia Public Relations zrezygnowali z pracy na rzecz Rady Etyki Public Relations. Będzie pan chciał ich skłonić do powrotu? Jak dalej będzie działała rada? Mówiło się o reformie organu - jakie są jej założenia i jak będzie wdrażana?
PSPR jest dojrzałą organizacją i doskonale wie, co robi. W kilku kluczowych kwestiach mieliśmy różnice zdań, więc zabieganie o powrót PSPR jest trochę bezcelowe. Na stole mamy jednak projekt, który ukonstytuuje się do końca czerwca. Będziemy o nim informować.
To będzie coś na kształt nowej rady?
Możemy spodziewać się czegoś nowego. Więcej już niebawem.
Co dalej z platformą przetargową ZFPR? Jest szansa na jej ponowne uruchomienie?
Widzimy, że w obecnych uwarunkowaniach prawnych oraz bazując na tym, jaką procedurę przeszedł z UOKiK-em SAR, nie ma najmniejszych szans na to, by ta platforma zaczęła funkcjonować od nowa.
Niebawem, mam nadzieję, powinniśmy rozpoczynać rozmowy z UOKiK o tym, jak zachować ideę forum przetargowego jako remedium na problemy, z którymi styka się nasza branża. Musimy cały czas czuwać nad tym, jak wyglądają konkretne postępowania przetargowe w branży PR.
Coraz rzadziej po stronie procuirementów i klientów mamy do czynienia z przetargami, które można nazwać dyskusyjnymi. Aczkolwiek wciąż się pojawiają.
Jakie problemy z przetargami ma pan na myśli?
Musimy wrócić do założeń forum przetargowego. Przypuśćmy, że mamy firmę, która do przetarg zaprasza trzydzieści agencji i każdej z nich daje zadania na poziomie zaplanowania strategii i kilku innych elementów. Każda z agencji ponosi koszt takiego przetargu na poziomie około 50 tysięcy złotych. Potem firma rozwiązuje ten przetarg, nie podając przyczyn i nie ogłaszając zwycięzcy. Czasem zaś wygrywa agencja nie będąca uczestnikiem przetargu. W takich sytuacjach mamy do czynienia z procederem, który ma negatywny wpływ na nasz biznes. Nagle, chcąc zdobyć jakiegoś klienta w przetargu, wikłamy się w historię, która działa dokładnie przeciwnie do tego, co chcieliśmy osiągnąć.
Koncept platformy przetargowej zakładał, że byliśmy w stanie zweryfikować, ile firm przystępuje do danego postępowania, i jeśli było ich za dużo, interweniować. Forum przetargowe miało tylko pokazywać nam ogólną liczbę zapraszanych do postępowań agencji. Wszyscy wiemy, że nie powinna ona przekraczać pięciu. Samo rzetelne przeanalizowanie ofert, kiedy jest ich dziesięć, powinno zając około dwóch miesięcy. Powinny być więc narzędzia pozwalające klientom trochę łatwiej znaleźć agencję, której potrzebują.
Ostatnio jedna z bardzo dużych i szanowanych firm na rynku organizowała coś takiego jak proces przygotowujący do przetargu. Fantastyczne było w tym to, że zdecydowała się na początku przeprowadzić "chemistry meetings". Seria takich spotkań doprowadziła firmę do wniosku, że nie powinna zmieniać agencji. To świetne podejście. To są standardy, o które chcielibyśmy walczyć. Fajnie się najpierw poznać, a dopiero potem procedować z działaniami i zadaniami, które stanowią dla nas duży koszt.
W pandemii żadna agencja PR nie upadla
Jaki trwały wpływ na branżę public relations wywrze pandemia?
SS: My naprawdę całkiem nieźle w porównaniu do innych branż przeszliśmy przez pandemię. Osobiście jestem bardzo zadowolony z tego, w jaki sposób nie tylko moja agencja, ale i inne agencje związkowe poradziły sobie w tym trudnym czasie. To naturalnie w jakimś stopniu kwestia szczęścia - wiele zależało od kompozycji portfolio klientów. Niektóre branże pandemia dotknęła w sposób straszliwy - kultura, rozrywka, HoReCa, turystyka. W MSL szczególnie odczuliśmy uderzenie w turystykę, bo obsługiwaliśmy wielu klientów z tego sektora. Część z nich się utrzymała, część musiała wyhamować działania PR. Mamy jednak nadzieję, że do nas wrócą.
Jako branża mamy teraz przed sobą moment powrotu do stanu sprzed pandemii. Wcale nie będzie łatwiejszy niż przyjście Covid-19. Tam mierzyliśmy się z drastycznym ucięciem konkretnego kontinuum, teraz trzeba będzie odbudowywać świat z końca 2019 roku. W momencie, w którym ruszymy, będziemy mierzyli się z nowymi rekrutacjami, wieloma przetargami. Cała gospodarka ruszy razem z nami - to będzie czas dużego wyzwania. Myślę, że dzieli nas od tego maksymalnie z dużym okładem dwa lub trzy miesiące.
Dla mnie pandemia, oprócz wszystkich fatalnych i tragicznych skutków, przyniosła pracę zdalną w bardzo idyllicznym ujęciu. Przestaliśmy być zależni od geografii. Obojętnie gdzie jesteśmy, czy siedzimy w biurze czy na działce, możemy pracować. Łącza to wytrzymały. Infrastrukturalnie cały świat dorównał, nie straciliśmy kontaktu. Z każdej takiej tragicznej sytuacji trzeba wyciągać pozytywne wnioski. Dla mnie takim wnioskiem jest to, w jaki sposób utrzymaliśmy relacje i wartości, jak byliśmy w stanie je obronić. Ten test jako gospodarka przeszliśmy dobrze.
Proszę zwrócić uwagę na jedną rzecz - nie słyszeliśmy o tym, by jakaś agencja PR upadła. To najbardziej pozytywne przesłanie po tym wszystkim. Szczęście jest różne - czasem portfolio oddycha, czasami nie. W naszej branży każdy albo się spivotował, albo udało mu się pozyskać nowych klientów. Do nas wciąż spływały briefy, przetargi pojawiały się. Należy się cieszyć, że nie zahamowaliśmy.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do dyskusji: Sebastian Stępak: ZFPR nie jest i nigdy nie było organizacją dla dużych agencji