Robert Biedroń nie ma balastu władzy i sporów, przyciągnie centrolewicowy elektorat (opinie)
W związku z zaplanowaną na niedzielę konwencją partii Roberta Biedronia zapytaliśmy ekspertów od wizerunku i marketingu politycznego, jakie szanse na zaistnienie na ogólnopolskiej scenie politycznej ma Biedroń, czy w nazwie jego partii powinno znaleźć się jego nazwisko i jak bardzo może mu zaszkodzić deklaracja sprzed kilku dni dotycząca startu w wyborach do europarlamentu i ewentualnej rezygnacji z mandatu europosła.
W niedzielę 3 lutego na Torwarze w Warszawie odbędzie się konwencja założycielska partii Roberta Biedronia, podczas której zaprezentuje on nazwę swojego ugrupowania, liderów i program swojej partii.
Ekspertów od marketingu politycznego najpierw zapytaliśmy o to, w jakim stopniu w ostatnich tygodniach mogło przeszkodzić Robertowi Biedroniowi zamieszanie wokół śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza oraz ujawnienie przez „Gazetę Wyborczą” tzw. taśm Kaczyńskiego.
Zgodnie stwierdzili, że politykowi temu te wydarzenia w żaden sposób nie przeszkodziły w większym zaistnieniu w opinii publicznej.
Biedroń nie uczestniczy w realnej polityce
Według Zbigniewa Lazara, szefa agencji Modern Corp. dlatego nie stanowiły przeszkody, bo Robert Biedroń w opinii publicznej w znaczący sposób nie funkcjonuje. - Ogólnie nie ma z czym zaistnieć. Oprócz kilku lewicujących - i mocno wyświechtanych - haseł, które przemawiają do bardzo wąskiego kręgu społeczeństwa, nie przedstawił on żadnych konkretów, np. gospodarczych, i zapewne jeszcze długo nie przedstawi. A zamieszanie na krajowej scenie politycznej może mu nawet posłużyć za pożyteczną wymówkę, jeśli chodzi o programową opieszałość: "Chciałem wyjść do narodu z moim programem wcześniej, ale wiedziałem, że w tym chaosie tworzonym przez główne partie nie przebiłbym się z nim w mediach. Dlatego robię to dopiero teraz" - uważa Zbigniew Lazar.
Podobnie argumentuje dr hab. Dariusz Tworzydło z Uniwersytetu Warszawskiego, który uważa że Robert Biedroń nie uczestniczy w realnej polityce, nie ma swoich reprezentantów w Sejmie czy europarlamencie. - Przez to może podlegać marginalizacji w zakresie komentowania i udziału w codziennych sporach politycznych. Spór pomiędzy PIS oraz PO był od zawsze gorącym tematem na scenie politycznej, dlatego trudne i mocne tematy dotyczące tych obozów zawsze będą bardziej eksponowane niż tematy podnoszone przez nowo tworzone partie – uzasadnia nasz rozmówca.
Siła samorządowca, który nie pasożytuje na nośnych tematach
- Natężenie wojny i konfliktu to naturalne wyborcze środowisko tego polityka - w takich okolicznościach wygrał w Słupsku, gdzie wyborcy mieli już dosyć wojny, korupcji i skompromitowanych do granic możliwości nazwisk po prawej i lewej stronie. W ciągu ostatnich dwóch tygodni w sferze politycznej miało miejsce tyle wydarzeń, ile widzieliśmy w drugiej połowie 2018 roku. Zainteresowanie niedzielną konwencją jego partii rośnie, zarówno prawicowe jak i lewicowe media podsycają ciekawość wyborców - komentuje z kolei Sebastian Stępak, dyrektor zarządzający agencji MSL Group.
Zwraca uwagę, że Robert Biedroń jasno zadeklarował, że w tym momencie nie interesuje go koalicja z żadną ze stron. - Mocno dystansuje się od sporu dwóch czołowych partii, które niosą ze sobą ogromny bagaż polityczny, a z tego po jednej i drugiej stronie codziennie coś wypada. W tym samym momencie jasno widać siłę samorządowca, który nie pasożytuje na nośnych tematach i nie musi się do niczego przyklejać. Jest na tyle interesującą postacią, że bez szerokiego wsparcia promocyjnego w sondażach zdobywa 10 procent, a jego partia - które jeszcze nie powstała - staje się bezimiennie - bo nazwy jeszcze nie znamy - trzecią siłą polityczną w Polsce. To sprawia, że media przychodzą do niego samodzielnie, nie w trakcie kryzysów i skandali, a po pozytywny przekaz. W dwóch pozostałych przypadkach mamy sytuację dokładnie odwrotną - czyli w zasadzie normalną, gdzie pierwsze skrzypce gra defensywa. Taka sytuacja to istota dobrze prowadzonych działań wizerunkowych - analizuje Sebastian Stępak.
Zdaniem Bartosza Czupryka, politologa i eksperta ds. wizerunku takie natężenie wielu różnych wydarzeń może przeszkadzać jednak w scenariuszu kreowania wizerunku zawsze bierze się pod uwagę nieprzewidziane okoliczności. - Robert Biedroń do swojej aktywności politycznej podchodzi dość ideowo, wierząc, że politykę można zmienić, że może być ona bardziej tolerancyjna i uczciwa, oparta na dialogu, partnerstwie, wzajemnym poszanowaniu, nawet zaufaniu, ale czy to możliwe w społeczeństwie wewnętrznie skłóconym? Zadanie dość ambitne, jednak może znaleźć uznanie. Biedroń jest kolejną osobą w polityce, która reprezentuje "coś innego". Tym razem jako lider nowej partii kojarzy się nie jako przywódca ale partner i działacz z poczuciem misji, szerzący wizję tolerancji i równości dla wszystkich - mówi Bartosz Czupryk.
Strach w oczach Platformy Obywatelskiej?
Wiele mediów w mijającym tygodniu zwracało uwagę, że niedzielna założycielska konwencja Roberta Biedronia będzie jednym z najważniejszych wydarzeń ostatnich dni w polskiej polityce. Czy dlatego - z obawy przed konkurencją ze strony tego polityka - Platforma Obywatelska już w zeszłą sobotę zorganizowała konwencję "Kobieta Europa Polska" dotyczącą m.in. praw kobiet?
W ocenie Zbigniewa Lazara był to jedynie przypadek, a nie zamierzone działanie ze strony PO. Jego zdaniem taka partia, jak PO - duża, z ugruntowanym elektoratem, wpływami, itp. - nie musi nerwowo i wyprzedzająco reagować na tak nieznaczący twór, jak jakieś ugrupowanie, które nawet jeszcze nie posiada nazwy.
- Tym bardziej, że kobiety i ich prawa raczej nie leżą w zainteresowaniu Roberta Biedronia: kobiety nie są na razie mniejszością seksualną w Polsce. Poza tym, konwencji dużej partii z aspiracjami do rządzenia nie organizuje się ot tak, w kilka dni. PO obawia się co prawda Biedronia i tego, że może jej zabrać część wyborców, ale konwencja to raczej był bardziej ukłon w kierunku skrajnie lewicowych kręgów, aby spacyfikować obecne SLD. Dowodem na to może być podpisana właśnie „Koalicja Europejska" reprezentowana przez przedstawicieli PO (nie KO) oraz byłych post-komunistycznych premierów - twierdzi szef Modern Corp.
Innego zdania jest Sebastian Stępak z MSL. Mówi wprost, że Platforma Obywatelska po prostu spanikowała. - Zarząd partii doskonale zdaje sobie sprawę z niezwykle trudnej sytuacji, w jakiej się znalazł. Morze rozgrzebywanych afer, nie ma nowych twarzy, a dodatkowo stare, które w wielu okolicznościach zawiodły i Biedroń - nowy kogut w kurniku jakim jest centrolewicowy elektorat. Jasno widać, kiedy z mocno rozpędzonego pociągu wysiadł maszynista. Brakuje silnego i lubianego lidera. Grzegorz Schetyna nie może zastąpić Donalda Tuska. Dopóki nie usunie się w cień - podobnie jak Jarosław Kaczyński i nie potraktuje Platformy jak możliwej do zarządzenia siły politycznej - na nic dzisiejsze starania. Tu jednak trzeba pokusić się o dywagację - PO czasami zaskakuje. Być może, tak jak w ostatnich memach, po dwóch wieżach czeka nas jednak powrót króla? Wracając do rzeczywistości organizowana na szybko konwencja miała w sobie za dużo kompletnie niewiarygodnych wątków - analizuje nasz rozmówca.
Dodaje, że grupa docelowa i charakter ugrupowań sprawia, że ich postulaty mogą być zbieżne bo gołym okiem widać, co dzisiaj w Polsce jest nie tak - silenie się na oryginalność w wyszukiwaniu problemów może skończyć się jak abstrakcyjny plan Patryka Jakiego dla Warszawy. - Zbyt odważne tezy rozbijają się o skalę wiarygodności. Dodatkowo PO błędnie uważa, że jeżeli pierwsza ogłosi postulaty - ma je na własność. Nagły skręt w kierunku kobiet, związków partnerskich, czy też opieka nad pielęgniarkami mogą być odbierane jako kompletnie niewiarygodne obietnice. Lata nieskutecznych w tych kwestiach rządów, czy choćby wyniki konkretnych głosowań w tym roku - pokazują dokładnie linię demarkacyjną programu wyborczego i poglądów partii. W tych wyborach umiejętność skutecznej realizacji postulatów, będzie liczyła się bardziej niż skala obietnic. Tutaj zarówno Biedroń w Słupsku, jak i PiS - który zrealizował jednak wiele obietnic są w zdecydowanie lepszej sytuacji i wyborcy to dostrzegają - podkreśla Sebastian Stępak.
W pewnym sensie wtóruje mu Bartosz Czupryk. W rozmowie z Wirtualnemedia.pl zwraca uwagę, że Platforma Obywatelska zdaje sobie sprawę z rosnącej konkurencji i nie może sobie pozwolić na podział własnego elektoratu i jakąkolwiek stratę, tak jak to było w poprzednich wyborach parlamentarnych, w okoliczności pojawienia się Nowoczesnej.
- Kobiety to grupa, do której odważnie wszedł Robert Biedroń zdobywając zaufanie i poparcie. Podczas spotkań z wyborcami dla wielu jawi się jako wizjoner, człowiek charyzmatyczny o bardzo pozytywnym i przyjaznym usposobieniu z wielkim dystansem do siebie i uszczypliwości do życia prywatnego - wyjaśnia ekspert.
Jego zdaniem Robert Biedroń doskonale wiedział, jaka grupa społeczna będzie wrażliwa na głoszone przez niego ideały i hasła. Wyszedł do ludzi z polityka pełną ideałów. - Zainteresowaniem dla spotkań z nim ludzie wyrazili zmęczenie obecną polityką, retoryką i wzajemnym oskarżaniem się, podejrzliwością i rosnącymi podziałami. Społeczeństwo oczekuje stabilizacji także tej emocjonalnej, a przez działania największych partii w Polsce targani są emocjami od skrajnej nienawiści do głębokiego współczucia i żalu - uważa Bartosz Czupryk.
Początek lutego - ostatni dzwonek na start kampanii?
Swoje plany polityczne Robert Biedroń ogłosił już kilka miesięcy temu. Pierwszą konwencję, na której ogłosi nazwę i program swojej partii organizuje jednak dopiero teraz,, na początku lutego br. - trzy miesiące przed wyborami do Europarlamentu. Czy niezbyt późno?
W tej kwestii opinie naszych rozmówców są podzielone. Według Zbigniewa Lazara byłby to ostatni dzwonek na wypromowanie partii, gdyby gdyby ugrupowanie Biedronia było poważnym projektem politycznym - a za takie nasz rozmówca go nie uważa. - Jest to jednak wyłącznie projekt obliczony na wywindowanie samego jego lidera oraz kilku - podkreślam kilku - jego najbliższych współpracowników o nazwiskach znanych w przeszłości, ale od pewnego czasu zaginionych w politycznym niebycie, do Europarlamentu oraz do publicznego obiegu przed wyborami prezydenckimi. A do tego wystarczy kilka nagłośnionych przez media kontrowersyjnych akcji: nowych zwolenników nie pozyskamy - bo nie mamy czym - i o tym dobrze wiemy, a te kilka procent, które są nam potrzebne, i tak pójdą na nas zagłosować, na przekór światu - twierdzi ekspert z Modern Corp.
Zdaniem Sebastiana Stępaka w sytuacji, w której znajduje się Robert Biedroń, nie ma dobrego momentu na rozpoczęcie kampanii. - Bez zaplecza politycznego i 10 razy większych budżetów jakie mają wszyscy przeciwnicy późny start kampanii to absolutna konieczność. Samorządowiec musi być efektywny do granic możliwości i działać trzy razy bardziej intensywnie niż jego konkurenci. Ponadto bez wypracowanego miejsca na scenie politycznej nie da się utrzymać na powierzchni rozpoczynając wyścig dwa lata wcześniej. Kampania musi mieć swoją dynamikę i być naprawdę silnym uderzeniem. Start w lutym, ani wcześniej ani później daje mu ogromną szansę. Patryk Jaki wystartował za późno, a jego działania pokazały, że pieniądze nie rozwiązują problemu popełnianych w pośpiechu błędów ludzkich - które poniekąd stanowiły największy problem w jego batalii o fotel prezydenta stolicy - uzasadnia szef MSL Group.
Podobnie uważa Bartosz Czupryk, dla którego obecny moment to najlepszy czas, aby kampanie: informacyjna - wzrostu rozpoznawalności, wizerunkowa a następnie wyborcza odniosły zamierzony efekt. - Nie chodzi stricte o miesiąc tylko czas, który jest do tego potrzebny. Od niego i dobrego planu zależy efekt zamierzonych działań. Wizerunek partii z pewnością opierać się będzie na osobie lidera. To najlepsza strategia. Kolejno wartości, idee, hasła wyborcze i program wpłyną na rozmiar sukcesu - podkreśla Bartosz Czupryk.
Nazwisko w nazwie partii zbyt ryzykowne?
Czy w nazwie partii, której program w niedzielę ogłosi były prezydent Słupska, powinno znaleźć się jego nazwisko? Tak jak zrobili to debiutujący cztery lata temu na scenie politycznej Paweł Kukiz czy Ryszard Petru (nazwisko tego drugiego było w pełnej nazwie Nowoczesnej w pierwszym okresie funkcjonowania tej partii).
Według dr hab. Dariusza Tworzydło nie ma takiej konieczności, ponieważ wyborcy i potencjalni wyborcy Roberta Biedronia i tak dowiedzą się, jakim szyldem będzie się posługiwał. - Jest to owszem praktykowane, ale nie jest to wymóg ani powszechny standard. W dłuższej perspektywie większe korzyści uzyskuje się z tego jakie wartości kojarzą się z partią, niż nazwisko lidera, który dzisiaj jest, a jutro może zostać pozbawiony przywództwa – zwraca uwagę nasz rozmówca.
Sebastian Stępak przypomina natomiast, że Kukiz albo Petru pokazali, że gdy tworzy się stabilną siłę polityczną w sposób strategiczny, nie można polegać tylko na nazwisku lidera. - Nazwiska to ludzie, a wszyscy notują mniejsze lub większe potknięcia. Istotę problemu demonstruje hipotetyczny zabieg dopisania do nazwy Prawo i Sprawiedliwość nazwiska Jarosława Kaczyńskiego. Skok w sondażach, jak i prawidłowy kształt tego ugrupowania za 5 lat byłyby wysoce wątpliwe. Jeżeli w nazwie partii Biedronia nie będzie ujęte nazwisko, to można odebrać ten fakt jako sygnał strategicznego podejścia do przyszłości ugrupowania i czystości intencji samorządowca. Naturalnie jego nazwisko jest absolutnie kluczowe, ale wszystkie przykłady pokazują, że branding w tak prymitywnym ujęciu jest skazany na porażkę – argumentuje ekspert z MSL Group.
Z kolei Zbigniew Lazar uważa, że nie wolno wrzucać do jednego worka takich nazwisk, jak Kukiz, Petru, Biedroń, czy wcześniej np. Palikot. Jego zdaniem Paweł Kukiz jest wśród nich jedynym ideowcem, choć czasem kontrowersyjnym, który chce zmian dla dobra ogółu, nawet jeśli nie wszystkie te zmiany wszystkim się podobają.
- Pozostali użyczyli swoich nazwisk sztucznym tworom marketingowym budowanym doraźnie i wyłącznie – co pokazała historia – w konkretnych i bardzo utylitarnych celach partyjnych lub wręcz osobistych jak np. próżność. Trochę jak E. Macron ze swoją La République en marche. Gdy nowość tych tworów powszednieje w oczach społeczeństwa, a na wierzch wychodzi ich ideowa, społeczna i gospodarcza miałkość – upadają – podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Zbigniew Lazar. Dodaje natomiast, że z marketingowego punktu widzenia umieszczenie nazwiska Biedronia w nazwie tego, co ma powstać, oczywiście ma sens, gdyż tylko w ten sposób tych kilka procent wyborców, na których polityk liczy, będzie w stanie ten twór rozpoznać.
Trudna kampania w autobusie po Polsce
Już na wiele dni przed pierwszą konwencją Robert Biedroń zapowiedział, że zaraz po niej rusza w objazd po Polsce autobusem, żeby spotykać się z wyborcami. Czy dlatego, że jako nowicjusz w roli lidera ogólnopolskiej partii musi zacząć kampanię szybciej i prowadzić ją intensywniej niż partie obecne w parlamencie, bo nie ma wynikającej z tego ekspozycji w
mediach?
Nasi rozmówcy podkreślają że to właśnie bezpośrednie spotkania z wyborcami są ciągle najlepszym sposobem zaprezentowania się potencjalnym wyborcom. - Rola mediów społecznościowych itp. nowych kanałów rośnie, lecz nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Do tego wymagana jest jednak treść i przekaz, który odróżni nas od innych, a którego jeszcze ciągle w ugrupowaniu Biedronia nie widać. Wymagana też jest ciężka praca, poświęcenie, zacięcie i dyscyplina, np. spotkania w kilku lokalizacjach jednego dnia. Każdego dnia – mówi Zbigniew Lazar.
Według Sebastiana Stępaka bezpośrednie spotkania z wyborcami to nie tyle wybór, co konieczność dla Roberta Biedronia. - Polityk wie to doskonale - miesiącami jeździł po Polsce organizując "Burze mózgów". Te spotkania pomogły mu stworzyć podwaliny programu jaki będzie miał premierę w najbliższą niedzielę. Teraz będzie musiał nie tylko zwykle poznać swoich wyborców, ale przede wszystkim zdekodować przed nimi powstałe postulaty. Rusza do wyścigu, w którym liczy się tylko ilość godzin snu. Jego autobus będzie ścigał się z rządowymi samolotami i ugrupowaniami, które mają w szeregach kilkanaście znanych nazwisk, co pozwala na symultaniczną pracę w różnych częściach kraju. PiS już raz pokazał, że potrafi zmobilizować absolutnie całą partię do działania i ma świetne, profesjonalne zaplecze organizacyjne kampanii. Platforma Obywatelska również dysponuje ogromnym doświadczeniem na tym polu. Ale nie można lekceważyć konsekwentnego wchodzenia w bezpośrednią relację z wyborcą z poziomu głównego nazwiska, lidera. Długo będziemy pamiętać pączki rozdawane przez Pawła Adamowicza i jego ostatnie przed ciszą wyborczą kontakty z wyborcami. To esencja polityki, a ogromne partie dawno przestały ją lekceważyć – przypomina nam Sebastian Stępak.
Dla Bartosza Czupryka kampania wyborcza dla Roberta Biedronia będzie trudna, bo nowa partia będzie musiała znaleźć sposób, aby zaistnieć w przestrzeni publicznej, zaś jej lider będzie musiał mocno się postarać, aby w medialnej wojnie największych ugrupowań politycznych nie brać udziału i przebić się ze swoją propozycją programową.
Kandydowanie do europarlamentu jedynie marketingową zagrywką?
Robert Biedroń kilka dni temu zapowiedział na antenie TVN 24, że wystartuje w wyborach do Europarlamentu, ale jeśli zostanie wybrany, przekaże mandat kolejne osobie z listy jego partii. - Oczywiście wystartuję do Parlamentu Europejskiego, bo jestem liderem tego projektu i muszę doprowadzić do tego, że drużyna o podobnych wartościach, która w końcu zmieni oblicze też polskiej reprezentacji do PE, tam się znajdzie. Więc mój brak startu, moje niestartowanie osłabi tę drużynę – poinformował Robert Biedroń. I dodał: – Tak, będę później kandydował w wyborach parlamentarnych. Prawdopodobnie nie przyjmę nawet mandatu i wystartuję do polskiego parlamentu. Nie wiem jeszcze, to wszystko zależy jak będą w Polsce wybory rozpisane – mówił.
Czy taką deklaracją już teraz sobie może zaszkodzić? Może wszak być krytykowany, że nie przyjmując mandatu do Europarlamentu kpi sobie z wyborców?
Według Zbigniewa Lazara byłoby to wielkim błędem z jego strony. - Po pierwsze, sam zastosował już tę nieszczerą taktykę w ostatnich wyborach samorządowych: wystartował na radnego Słupska, a po wyborach zrezygnował i ogłosił własny projekt. Naraził się tym na oskarżenia o hipokryzję i oszukiwanie wyborców. Po drugie, Polacy dobrze pamiętają takich, którzy zaklinali się, że nigdy do żadnych struktur unijnych nie wystartują i nigdy Polski nie opuszczą, a kilka tygodni potem lądowali na ciepłych posadkach w Brukseli. Od polityków oczekujemy konsekwencji i prawdomówności. Taryfę ulgową możemy ewentualnie przyznać osobom takim, jak Jerzy Owsiak, który ogłasza, że ustępuje z WOŚP, ale ledwie kilka dni później, pod wpływem błagań opinii publicznej jednak poświęca się i wraca. Może więc od razu Robert Biedroń powinien otwarcie powiedzieć: chcę być prezydentem? - komentuje Zbigniew Lazar.
Z kolei według dr hab. Dariusza Tworzydło wszystko zależy od celu, jaki stawia sobie partia. - Widocznie Robertowi Biedroniowi zależy bardziej na polityce krajowej, a Europarlament będzie traktował jako platformę promocyjną do działań na niwie krajowej polityki - stwierdza nasz rozmówca.
Dla Sebastiana Stępaka start i wycofanie się z wyborów do PE to cena, jaką Robert Biedroń musi zapłacić za świeżość ugrupowania. Argumentuje, że polityk otacza się osobami merytorycznymi, mającymi nowe podejście, ale ceną za wykorzystanie ich profesjonalizmu jest brak wydreptanych ścieżek politycznych, rozpoznawalności nazwisk, kapitału który gromadzą członkowie partii. - Słuszność strategii Biedronia pokazuje historia ugrupowania Razem. Nieznani kandydaci, brak rozpoznawalnego lidera praktycznie uniemożliwia zdobycie realnej szansy wyborczej i poziom poparcia wciąż, po tylu latach nie dający szans na wejście do parlamentu - przypomina szef MSL Group.
- Biedroń doskonale o tym wie - na swoje nazwisko pracował latami. Pomysł na hurtowe wprowadzenie nieznanych nazwisk do Sejmu jest tylko pozornie karkołomny - Polska jest już zmęczona tą samą loterią nazwisk. Dziś ktoś jest mecenasem, jutro liderem partii, pojutrze wicepremierem i tak od 20 lat. Frustracja jednorodnością polskiej klasy politycznej może mieć swoje ujście w wybuchu poparcia dla ugrupowania Biedronia, jeżeli obywatele kraju powielą schemat zachowań słupskich wyborców. W Słupsku okazało się, że kompetencje stoją znacznie ponad lojalnością i znajomościami. Teraz Biedroń z otwartą przyłbicą komunikuje jaki jest jego plan, bo rezygnacja z fotela prezydenta Słupska była zbyt dużym, negatywnym zaskoczeniem dla jego wyborców. Musi wystartować, aby zapewnić sobie widoczność. Nie może stać obok tej batalii politycznej, która będzie wielkim preludium do polskich wyborów parlamentarnych - a preludia są ważne, o czym przekonała się Platforma Obywatelska i Bronisław Komorowski. Z tego samego powodu zapewne Biedroń nie bojkotuje TVP, wiedząc że liczy się każdy głos. Trudno ocenić, jak wyborca odbierze taki poziom szczerości, bo z pewnością intencje wycofania się negatywnie wykorzysta opozycja. Jedno jest pewne. W tym harmonogramie i okolicznościach politycznych, patrząc chłodno pod kątem samej strategii komunikacji plan broni się doskonale - analizuje Sebastian Stępak.
Nowa jakość w polityce może być skuteczna
Marek Gieorgica, partner zarządzający w Clear Communication Group wysoko ocenia szanse Roberta Biedronia i jego partii na dobry wynik w najbliższych wyborach. Przypomina, że próbuje zaproponować wyborcom projekt liberalny o społecznej wrażliwości, głównie skierowany do mieszkańców miast. Mówi o pokazaniu Polakom nowej jakości w polityce. - Jeśli Biedroniowi uda się odpowiednio przygotować do tego zadania swoją drużynę, bo sam nie będzie w stanie dotrzeć do tak wielu wyborców, wówczas może osiągnąć dobry wynik. Pytanie tylko czy wyborcy potrzebują jeszcze jednej liberalnej partii? - zastanawia się nasz rozmówca.
Zdaniem naszego rozmówcy ugrupowanie Roberta Biedronia ma szanse wyborcze w sytuacji, jeśli nie powstanie szersza koalicja partii opozycyjnych. Jeśli powstanie - będzie integrować i mobilizować przeciwników PiS - trochę analogicznie jak stało się to w przypadku wyborów na prezydenta stolicy.
- Kiedy ugrupowania opozycyjne będą startowały oddzielnie, wówczas Robert Biedroń ma szansę pokazać swoją nową jakość. Który wariant wybrać – to partie opozycyjne przetestują w wyborach do Europarlamentu. Ugrupowanie Biedronia nie ma innej drogi – musi startować samodzielnie – tylko tak może pokazać swoją tożsamość – podkreśla Marek Gieorgica.
Przyznaje, że nie podoba mu się pomysł z kandydowaniem Biedronia do Europarlamentu tylko po to, aby od razu zrezygnować z mandatu i robić kampanię parlamentarną w Polsce. - To oczywiście racjonalne podejście, ale to raczej dotychczasowa, a nie nowa jakość w polskiej polityce – zimna kalkulacja, a nie pokazanie, że można inaczej. Dobrym pomysłem byłoby pewnie nazwanie ugrupowania tak, aby zawierało nazwisko Roberta Biedronia i wspieranie kandydatów przez lidera – podsumowuje nasz rozmówca.
Dołącz do dyskusji: Robert Biedroń nie ma balastu władzy i sporów, przyciągnie centrolewicowy elektorat (opinie)