Mateusz Matyszkowicz: TVP Kultura była jednym z wielu kanałów, teraz staje się anteną pierwszego wyboru
- TVP Kultura utrzymuje wzrost oglądalności, który nie opiera się na trzech pikach. Antena powiększa grupę stałych widzów. Ja pozostaję odporny na presje, a każdą krytykę analizuję wnikliwie - z dyrektorem TVP Kultura Mateuszem Matyszkowiczem rozmawiamy o nowym projekcie Narodowe Zasoby Kultury, krytyce programu i propozycjach na kolejne sezony.
Łukasz Brzezicki, Wirtualnemedia.pl: W czołówce „Chuligana literackiego” pojawia się pańska głowa. Oczy wywracają się w różne strony, usta się wydymają, a widz ogląda dziwaczne miny. Dyrektor anteny, który godzi się na taką cotygodniową prezentację siebie musi mieć dystans do rzeczywistości.
Mateusz Matyszkowicz: Myślę, że powinni to oceniać moi współpracownicy, nie ja sam. Natomiast rzeczywiście staramy się, żeby TVP Kultura była sygnowana przez konkretne osoby. Wyjątkowość naszej anteny polega na tym, że to nie jest playlista tylko autorski projekt. Bardzo kocham kulturę i staram się, żeby zespół, który ze mną pracuje równie mocno kochał to, co robi i żeby zarażał tym widzów.
Kiedy przyszedłem do TVP Kultura to wszystkie drzwi były tam pozamykane. Zmieniłem system pracy w redakcji, regularnie chodzę po korytarzu i otwieram drzwi, żeby ludzie nie siedzieli zamknięci w pokojach.
Ale w jednym z prawicowych portali nazwano pana „przedstawicielem subkultury hipsterów”, który nie chce lub nie potrafi dostosować się do „uznawanego przez większość systemu ról i wartości”.
W ciągu ostatnich pięciu miesięcy pojawiła się na naszej antenie zupełnie nowa oferta z taką wrażliwością i takim systemem wartości, który rzeczywiście jest podzielany przez większość Polaków. Nie miał on dotychczas wstępu do TVP Kultura. Mam na myśli „Tanich drani” Krzysztofa Kłopotowskiego i Jakuba Moroza, myślę o wielu gościach wspomnianego przez pana „Chuligana literackiego”. Pisarze Przemysław Dakowicz czy Krzysztof Kuczkowski nie pojawiali się w ostatnim czasie w telewizji publicznej, nie było Bronisława Wildsteina i wielu innych. Emitowaliśmy też dokumenty i reportaże na temat wydarzeń, które także pozostawały poza kulturowym mainstreamem.
Za dopuszczenie do emisji jednego z dokumentów TVP Kultura została ostro skrytykowana. Chodzi o film „Ukrzyżowanie - święty skandal”, w którym twórcy skupiają się na krucyfiksach. Jednym z zarzutów jest to, że TVP Kultura nadal kieruje przekaz do lewicowego widza.
Przemyślałem rację tych, którzy poczuli się dotknięci tym filmem i serdecznie ich przepraszam – nie dlatego, że mam problem z pokazywaniem i omawianiem kontrowersyjnych dzieł sztuki, ale dlatego, że wokół nich powinna toczyć się dyskusja. Natomiast ten film miał zawartą w sobie bardzo wyraźną tezę, że dokonania artysty nie mogą podlegać krytyce, a ten kto krytykuje, jest ciemny, wsteczny. To nie jest ten dyskurs, który chcielibyśmy oglądać w TVP Kultura. Dla wszystkich stron dyskusji kulturowych w Polsce jest lepiej, jeżeli przebiega ona na równych prawach i nie dokonuje stygmatyzacji, na przykład poprzez uznanie przeciwnika za ciemnogród. Gdyby był uwzględniony w filmie mój własny głos, stałbym po stronie tych, którzy są w nim wyśmiani.
Z rozważań i komentarzy po emisji dokumentu można wywnioskować, że TVP Kultura nie powinna w ogóle pokazywać filmów z przekazem innym niż konserwatywny, albo nie zapraszać do programów przedstawicieli lewicy. Tak być powinno, pana zdaniem?
Chętnie podyskutuję z takimi zarzutami, jeżeli ci, którzy je stawiają przeanalizują pełną ofertę programową naszej stacji. To bardzo ciekawe o czym pan mówi, bo ja z podobnymi komentarzami spotykam się z drugiej strony, czyli lewicowej. W jednej z gazet lokalnych był nawet taki nagłówek: „TVP Kultura - telewizja białego mężczyzny”. Może to jest właśnie wartość tej anteny, że zawsze jest tam coś takiego, co kłuje – za każdym razem kogoś innego? Być może właśnie dlatego nasza oferta trafia do widzów, ponieważ spotyka się z oporem części osób. Problem pojawiłby się wtedy, jeżeli ten opór byłby tylko z jednej strony.
TVP Kultura jest teraz anteną kontrastów?
Tak. Jest skierowana do widza, który chce poznać opinię u źródła, a nie po przetworzeniu na produkt lekkostrawny tożsamościowo.
Krzysztof Kłopotowski w „Tanich draniach” o zmianie płci mówił, że jest to „samoregulacja gatunku ludzkiego, przekierowanie seksualności na czyste przyjemności zamiast na płodność”. Z kolei Jacek Dehnel w „Chuliganie literackim” opowiadał o szafie, w której ma kupione przez swojego chłopaka ubrania. Czy o takie kontrasty chodzi?
Powinienem ocenzurować te wypowiedzi? Tak robiła poprzednia władza. Nie trawię jej za to.
Wręcz przeciwnie. W porównaniu do poprzedniej oferty, TVP Kultura nie jest już tak glamourowa, przyciąga różnych widzów.
Jednym z moich ukochanych pisarzy jest Józef Mackiewicz i jego zdanie „Tylko prawda jest ciekawa”, które pada w artykule „Literatura kontra faktologia” z 1977 roku. Mackiewicz polemizuje z Włodzimierzem Odojewskim i mówi wprost, że rzeczywistość jest o wiele ciekawsza od ludzkiej wyobraźni, w rzeczywistości pojawia się o wiele więcej barw niż te, które mógłby zaprojektować sobie ludzki umysł. To jest spojrzenie konserwatywne. Pokazujemy rzeczywistość taką, jaka jest i ludzi takimi, jacy są.
To jest przywiązanie do realizmu. Każdy, nawet najostrzejszy sąd, musi być poprzedzony rzetelnym oglądem świata. Są natomiast dwa ograniczenia: prawo i dobre obyczaje. Obu nie powinniśmy przekraczać. Czuję się odpowiedzialny za widza, choć wierzę też w jego inteligencję.
Tuż po przyjściu do Telewizji Polskiej zapowiadał pan więcej przeciwności w TVP Kultura. „Bardziej liberalny czy lewicowy prowadzący powinien skonfrontować się z konserwatywnym gościem, i odwrotnie” - tak pan mówił. Ale też stacja miała otworzyć się również środowiska lewicowe. Czy czuje pan naciski żeby te uchylone drzwi zamknąć?
Jestem znany z tego, że pozostaję odporny na presje. Zawsze robiłem wszystko niezależnie, nawet jeżeli na początku pojawiała się krytyka. Później efekty moich działań były akceptowane. „Fronda Lux” budziła spore kontrowersje w środowiskach konserwatywnych, kiedy ją prowadziłem. Po trzech latach kwartalnik miał już swoją markę zbudowaną na wizji, którą od początku wprowadzaliśmy w życie.
Co do środowisk lewicowych – wciąż uważam, że są w Polsce tradycje lewicy niepodległościowej, często z nachyleniem konserwatywnym, które nie mają nic wspólnego z nową lewicą. Dotychczas ich nie dostrzegano.
Czyli pojawiają się sugestie, żeby poprawić wizję stacji na bardziej prawicową?
Nacisk czy sugestie to złe słowa. Tak jak każda osoba, która wystawia swój projekt do oceny publicznej spotykam się z krytyką. Każdą krytykę analizuję bardzo wnikliwie, ponieważ jest ona ważnym sygnałem. Nawet jeżeli nie zgadzam się z tezą, którą postawił autor to mogę doszukać się ciekawej i trafnej diagnozy.
Natomiast prawdą jest, że w ostatnich latach konserwatyści zostali zepchnięci do podziemia i dziś przed nami misja przywrócenia równowagi w mediach publicznych. To są konkretne krzywdy, które należy naprawić.
Od lutego do kwietnia TVP Kultura notuje systematyczny wzrost oglądalności. To efekt nowości, który może zniknąć po jednym sezonie, czy widzowie przekonali się do ramówki? Jak pan to ocenia?
Nasz projekt jest inkluzywny. Budujemy i powiększamy grupę stałych widzów. Cieszy mnie, że utrzymujemy zrównoważony wzrost, który nie opiera się tylko na dwóch czy trzech pikach, bo akurat udało się trafić z emisją dobrego filmu. Tak było jeszcze kilka miesięcy temu. TVP Kultura była dla widzów jednym z wielu kanałów, a teraz staje się anteną pierwszego wyboru. Bardzo zależy mi na kreowaniu widowni kulturalnej.
Oglądalność TVP Kultura jest budowana całością naszej oferty. Programy publicystyczne także mają swój udział w tym wzroście. Wprowadzona wiosną publicystyka kulturalna zanotowała duży udział w grupie komercyjnej, znacznie powyżej średniej wszystkich anten Telewizji Polskiej. To znaczy, że programy Orbitowskiego, Kłopotowskiego i Moroza czy mój „Chuligan literacki” trafiają do widza młodszego niż średnia TVP. Prawdziwym fenomenem jest „Trzeci Punkt Widzenia” prowadzony przez Marka Cichockiego, Dariusza Gawina i Dariusza Karłowicza. Wydawałoby się, że trzech filozofów to za dużo na telewizję. A to nieprawda. Gdzie, jak nie w telewizji publicznej.
Czyli widzowie zostaną?
Patrząc na obecne wyniki jestem w miarę spokojny o budowanie stałej widowni TVP Kultura. Jest szansa na utrzymanie trendu wzrostowego. Ale widzowie chcą więcej, a duża część naszej oferty filmowej to nadal zgrywanie starych licencji. Uważam również, że powinniśmy mieć jeszcze więcej produkcji własnej.
Skoro rośnie widownia w grupie komercyjnej, na którą uwagę zwracają reklamodawcy, to jak się to przekłada na wpływy z reklam?
Odnotowujemy systematyczny wzrost przychodów reklamowych. Te środki trafiają do budżetu ogólnego Telewizji Polskiej, antena z nich nie korzysta. Na budżet TVP Kultura składają się środki abonamentowe, przychody reklamowe i środki dokładane przez nadawcę. Czwartym źródłem jest Narodowy Instytut Audiowizualny. Niemal cała nasza produkcja tworzona jest w koprodukcji z NInA.
Po pięciu miesiącach ma pan już długofalową strategię rozwoju stacji?
Chciałbym, żeby TVP Kultura odpowiadała za podtrzymywanie, tworzenie i upowszechnianie zasobów kulturowych Polski. Po przyjściu tutaj przeraziła mnie skromność naszego archiwum. Wydawałoby się, że skoro Telewizja Polska istnieje od lat 50. to powinniśmy mieć gigantyczne zasoby, a to nieprawda. Duża ich część jest wciąż na taśmach światłoczułych i pozostaje nieopisana, np. felietony do „Pegaza”. Ponadto od lat 90. w bardzo małym stopniu dokumentuje się kulturę w Polsce.
Niedawno zmarł prof. Janusz Tazbir. Planowałem emisję dokumentu o nim, ale okazało się, że w archiwum są tylko cztery fiszki, które dotyczą tego jednego z najwybitniejszych humanistów przełomu XX i XXI wieku. To jest skandal. Wyobraźmy sobie, że któryś z dzisiejszych trzydziestolatków w dojrzałym wieku będzie nowym Lutosławskim albo Chopinem. Archiwa TVP, które powinny być publicznymi i narodowymi archiwami polskiej kultury, pozostaną puste. Jeżeli w przyszłości ktoś będzie chciał zrobić dokument, prześledzić karierę to nie znajdzie nic.
TVP Kultura będzie to zmieniać?
Zacznijmy od programowania i zadania pytania: co powinno, a co nie powinno się znaleźć na antenie TVP Kultura? Zapytajmy, czy to ma wartość wykraczającą poza jeden tydzień, poza jeden miesiąc, poza krótkotrwałą modę. Czy jest to jakaś wartość kulturowa? Czy postać, którą zapraszamy i dokumentujemy jest rzeczywiście tą postacią, która wymaga udokumentowania ze względu na swój dotychczasowy dorobek albo rokuje na zajęcie miejsca Lutosławskiego, Maksymiuka, Pendereckiego, Miłosza czy Herberta. To jest pierwszy odsiew, który powinien być dokonywany przy kwalifikacji tematów i osób na antenę.
Drugą sprawą jest logika pozyskiwania finansowania, czyli to, gdzie chcielibyśmy w pierwszej kolejności kierować strumienie środków, które będą przypływać do TVP Kultura. W przyszłości weźmiemy odpowiedzialność za budżet znacznie większy. Dzięki nowej ustawie o finansowaniu mediów narodowych otrzymamy od polskich obywateli środki z opłaty audiowizualnej. Nie chciałbym, żeby w TVP Kultura zostały wydane na rzeczy miałkie.
W jaki sposób będziecie budować archiwa Telewizji Polskiej?
Mamy gotowy projekt Narodowych Zasobów Kultury, który rozkłada się na trzy podprojekty: digitalizowanie, odnawianie i opisywanie materiałów dostępnych w TVP; notacje, czyli historie mówione ludzi kultury; program śledzenia karier przedstawicieli kultury, który obejmuje dokumentowanie na potrzeby archiwalne oraz pomoc promocyjną.
Notacje mogą być od razu przetwarzane na formaty, które zaistnieją w TVP Kultura, np. mikrodokumenty regularnie tworzone i wypuszczane na antenę. Ale pozostaną surówki - kilkadziesiąt godzin historii mówionej, które można wykorzystać później. Jeden z najwybitniejszych na świecie kompozytorów muzyki sakralnej Paweł Łukaszewski jest niezwykle znany na Wyspach Brytyjskich, a w Polsce prawie nikt go nie zna. Musimy to zmienić. Jeśli chcemy, żeby polska kultura była doceniana na świecie to zacznijmy od tego, żeby była znana i ceniona w naszym kraju.
Świadomy program tworzenia zasobów kultury sprawi, że TVP Kultura przestaje być playlistą, jednym z kanałów, na który coś trzeba wrzucić, bo jest kanałem kulturalnym, a zaczyna rozumieć swoją misję, powiązaną z misją całej telewizji publicznej.
Pan chce być takim managerem kultury, który skieruje uwagę widzów Telewizji Polskiej na kulturę?
Mogę być jedynie jednym z kamieni, które przyczynią się do tego, że lawina ruszy. Myśląc o budowie stałej grupy widzów TVP Kultura staram się powiększać grupę osób, które wybierają kulturę jako pewien sposób życia i zwracać ich uwagę na to, co wymaga refleksji i nie zawsze jest zrozumiałe na pierwszy rzut oka.
Powołanie Narodowych Zasobów Kultury zostanie wpisane w ustawę o mediach narodowych?
Nie będzie. Jako manager z pewnym doświadczeniem wiem, że w życiu nie chodzi o to, żeby postawić gmach, a na nim wywiesić szyld i zatrudnić trzy sekretarki. Myślę projektowo, a Narodowe Zasoby Kultury to jest projekt. On definiuje nasze cele, zasoby budżetowe i łączy się z misją TVP Kultura.
A cele są mierzalne - naszymi miernikami będzie to, w jaki sposób będzie powiększać się grupa stałych odbiorców oraz jaki będzie przyrost wartościowych archiwów Telewizji Polskiej, ile powstanie znakomitych dokumentów, ilu wartościowych twórców zostanie wprowadzonych w szeroki obieg. Chciałbym żeby dziś twórcy, tacy jak Szymański czy Zubel, byli równie znani jak Penderecki. Kiedyś był lepszy mechanizm promowania kultury wysokiej i dzięki temu zdołano wypromować Pendereckiego.
Kiedy planujecie start NZK?
Tak naprawdę już realizujemy założenia tego projektu. Magazyn „Informacje kulturalne Extra” jest formatowany w taki sposób, według tych zasad dobierani są także goście kolejnych odcinków „Chuligana literackiego”. Nie biegamy za nowościami wydawniczymi, myślimy o wartościach kanonicznych literatury, które chcemy zachować. Dlatego pojechałem do Sopotu i nagrałem długą rozmowę z Krzysztofem Kuczkowskim.
Obecnie domykamy plan systematycznego ogrywania reportażowego kolejnych osób i zjawisk kulturalnych przy wykorzystaniu tego budżetu, który mamy. Mam nadzieję, że pierwsze elementy z tej nowej oferty trafią do widzów już w sierpniu. Po raz pierwszy od lat telewizja publiczna rejestruje wykonania utworów współczesnych kompozytorów – to w ramach naszej współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego, Radiową Dwójką i Polskim Wydawnictwem Muzycznym. Tych inicjatyw będzie przybywać.
Mamy okres, w którym królują Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, za chwilę będą Letnie Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Co TVP Kultura zaproponuje latem tym widzom, którzy nie są kibicami?
Walczę z mitem, że ludzie interesujący się kulturą nie lubią sportu. Mamy ofertę dla widzów, którzy od sportu oczekują czegoś więcej niż tylko emocje związane z rywalizacją i wynikiem. Pokażemy dokumenty i filmy fabularne, które będą cennym uzupełnieniem oferty programowej innych anten.
Ale to prawda, liczymy na widza uciekającego od sportu, dlatego w porze emisji meczów zaproponujemy nowe pasma, m.in. „Najntisy”, czyli najlepsze pozycje telewizji z lat 90. Będziemy emitować stare odcinki „Lalamido”, „Dzyndzylyndzy” czy „Frondy”, a także dokumenty o latach dziewięćdziesiątych. W niedzielę 19 czerwca pojawi się nowy program „Nienasyceni”, który poprowadzą Redbad Klijnstra i Emilia Komarnicka, a TVP Kultura będzie obecna z własnym studiem na Festiwalu Literacki Sopot.
Szukam odbiorców tam, gdzie oni są, czyli niekoniecznie przed telewizorem. W kinach, w teatrach też. Moim marzeniem jest organizowanie w kinach pokazów starych rejestracji Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”. Chcielibyśmy włączyć to do oferty kin dla melomanów. To dotyczy również bardzo ambitnego dokumentu.
Lubi pan eksperymentować z ramówką. W TVP Kultura testowaliście m.in. pasmo teatralne w majowe soboty, a rankiem zamiast powtórek emitowane są premierowe odcinki „Studia Kultura”. Czy to się sprawdziło?
Alternatywna śniadaniówka spodobała się widzom i będzie kontynuowana. Wcześniej bardzo trudno było pozyskać widza rano. Chciałbym, żeby za chwilę weszła tam druga rozmowa. Sprawdzają się młodzi prowadzący - Weronika Zaguła, Tomasz Kempski i Jakub Dybek. Wkrótce zadebiutują w tym paśmie kolejne osoby. Być może w przyszłości będą robić mniej ambitne rzeczy, skierowane do szerszej widowni, ale pierwsze szlify zdobędą prowadząc ambitniejsze dyskusje.
Bardzo często widzowie pytają nas, dlaczego Telewizja Polska, mając tak wiele zarejestrowanych spektakli Teatru Telewizji tak rzadko umieszcza je w ramówce. To związane z kosztami emisji. Chciałbym, aby było więcej teatru w TVP Kultura, ale musimy mieć na to środki. Licencje na filmy kupuje się na kilka lat. Spektakle są inaczej kwalifikowane kosztowo, płaci się tantiemy za każdą emisję. To koszty rzędu 20 tys. zł za jeden pokaz. Przy założeniu, że budżet TVP Kultura będzie większy, chciałbym w przyszłości zagęścić liczbę emisji spektakli.
Jako ten tytułowy „chuligan” szykuje pan rewolucję w antenie? Czy stawia pan raczej na kontynuacje sprawdzonych formatów?
Plan jest prosty - więcej i lepiej. Rzeczywiście, wszystkie formaty, które wprowadziliśmy dobrze się oglądają, ale są przez nas ciągle poprawiane. „Tanie dranie”, „Chuligan literacki”, „Dezerterzy” i „Trzeci punkt widzenia” powrócą jesienią z nowymi odcinkami.
Nowa oferta TVP Kultura będzie zawieszona na dwóch wrażliwościach – poważnej i punkowej. Dlatego już latem wprowadzamy dwa pasma muzyczne: „Hardkorowe lato” związane ze współczesną polską muzyką poważną, gdzie pokażemy koncerty i dokumenty o twórcach, „Punkowe lato”, czyli rejestracje najlepszych punkowych koncertów z początku lat 70. i lat 80.
Dlaczego „Pegaz” nie zainteresował widzów TVP1? Czy w razie kontynuacji formuła będzie zmieniana?
Ona wciąż ewoluowała. Przy „Pegazie” należy zastanowić się, czy chcemy robić program dla masowego widza za cenę mniejszej opiniotwórczości w kręgach elitarnych, czy też robimy program elitarny, spełniający postulat opiniotwórczości, ale świadomie zgadzamy się na niezbyt masową widownię. To są pytania strategiczne, na które należy znaleźć odpowiedź przy podejmowaniu decyzji o kontynuacji.
W tym roku TVP Kultura po raz pierwszy transmitowała Koncert Alternatywny w ramach Festiwalu w Opolu. Trudno było namówić zarząd do wydłużenia imprezy o jeden dzień?
Na pewno dłużej trwało ustalanie wszelkich szczegółów. Nasz koncert wzbogacił festiwal opolski o nową wrażliwość, która do tej pory pozostawała niedoreprezentowana. Pozwolił też przyśpieszyć ruch, który powinien być naturalny, czyli wciąganie przez kulturowy mainstream kolejnych zjawisk i osób, będących wcześniej na obrzeżach. Teraz wzbogacają one główny nurt, przez co cała kultura ewoluuje, idzie do przodu. Decydując się na transmisję, miałem ambicję przyciągnąć młodszego widza, który śledzi festiwale alternatywne w Polsce, zna artystów takich jak Kortez, Pablopavo czy Ballady i Romanse. Chcę zaprosić tego widza do Telewizji Polskiej, czyli tam, gdzie jest jego miejsce.
A pokazałby pan transmisję z Przystanku Woodstock?
Nie sądzę, aby Przystanek Woodstock był szczególnie dyskryminowany. Ja staram się szukać tego, co do tej pory pozostawało niedostrzeżone.
Dołącz do dyskusji: Mateusz Matyszkowicz: TVP Kultura była jednym z wielu kanałów, teraz staje się anteną pierwszego wyboru