List miłosny do superbohaterskiego kina. "Deadpool & Wolverine" to najlepszy film Marvela od lat (recenzja)
Po kilku słabszych latach Marvel Cinematic Universe stanęło na krawędzi i musiało szybko znaleźć na siebie nowy pomysł. Wiele osób miało nadzieję, że debiutujący 26 lipca w kinach film “Deadpool & Wolverine” będzie dla filmowego uniwersum znaczącym odświeżeniem. Z jednej strony dostaliśmy bowiem długo wyczekiwanego w MCU Deadpoola, a z drugiej powrót Hugh Jackmana do roli Wolverine'a. Czy z tej mieszanki wyszedł hit? Sprawdzamy.
Jak wiele może się zmienić w ciągu pięciu lat. Gdy kina pękały w szwach od milionów widzów wybierających się na wieńczący trzecią fazę Marvel Cinematic Universe film “Avengers: Koniec gry”, wydawało się, że ta dominacja może potrwać równie dobrze jeszcze kolejną dekadę. Pojawiały się co prawda pewne obawy, czy Disney zdoła zastąpić żegnające się z sagą gwiazdy i jak poradzi sobie ze startem swojej platformy streamingowej, ale nikt chyba nie wieszczył koncernowi aż takich kłopotów.
Dziś Marvel znajduje się na zupełnie innym etapie. Wybuch pandemii, brak pomysłu na dalszy fabularny rozwój MCU, ręczne sterowanie szefów i zbytnia nadprodukcja nowości doprowadziły filmowo-serialowy cykl w bardzo trudne miejsce, zmuszając niejako Disneya do gruntownej zmiany strategii. Nie jest przypadkiem, że “Deadpool & Wolverine” jest jedyną nowością Marvela debiutującą w tym roku na dużym ekranie.
Wielu fanów liczyło wszakże na udaną premierę i nie było to kompletnie nieracjonalne oczekiwanie. Produkcja z Ryanem Reynoldsem i Hugh Jackmanem w tytułowych rolach nie tylko bowiem nareszcie doprowadziła do pełnoprawnego powrotu X-Menów, ale też dawała nadzieję na wniesienie powiewu świeżego powietrza do zagubionego i pozbawionego gwiazd MCU. Na szczęście po obejrzeniu filmu mogę potwierdzić, że to się w dużej mierze udało, choć nie będzie to raczej tytuł, do którego można wracać raz za razem.
Recenzja filmu “Deadpool & Wolverine”. Marvel wraca do formy?
Uwaga! Tekst zawiera drobne spoilery związane z fabułą “Deadpool & Wolverine”.
Na samym wstępie trzeba sobie bowiem powiedzieć, że fabularne wyskoki, zwroty akcji i wciągająca opowieść zdecydowanie nie są tutaj głównym haczykiem, na który mają się złapać widzowie. Mamy tutaj niby zręby typowej opowieści o znajdowaniu swojej drogi do bohaterskości i nietypowej przyjaźni, którą udaje się zbudować między dwoma skrajnie odmiennymi osobami. Sama fabułka (bo nie da się tu użyć innego słowa) nie zapewnia jednak najważniejszych wrażeń i nikt nawet tego po niej nie oczekuje. O ile oczywiście nie liczyliście na epicką podróż przez szereg uniwersów, ale po prawdzie byłoby to dosyć naiwne.
MCU już wcześniej pokazało, że nie jest w stanie wykorzystać potencjału multiwersum nawet w filmie, który ten koncept miał wpisany w tytuł. Deadpool jest zaś postacią zupełnie innego rodzaju - wyszczekany, notorycznie łamiący czwartą ścianę najemnik idealnie spisuje się w komediowych historiiach, w których króluje meta humor. Pojawienie się Wolverine'a nieco zaburza proporcje między powagą a głupotą, które widzieliśmy w poprzednich “Deadpoolach”, ale to wciąż historia o identycznym kośćcu. Wzmocnionym jednak przez korporacyjny potencjał Disneya.
Punktem wyjścia dla nowej produkcji Marvela staje się z jednej strony potrzeba dołączenia Deadpoola do superbohaterskiej ekstraklasy, a z drugiej powrót z zaświatów Wolverine'a, który umarł przecież w “Loganie” z 2017 roku. Oba te wpisane w fabułę wątki przeplatają się jednocześnie z meta opowieścią o dołączeniu produkcji Foxa (czyli przede wszystkim tych z X-Menami) do szerszego świata Marvel Cinematic Universe. Twórcy filmu bynajmniej nie próbują tutaj zachować jakichkolwiek pozorów nieuchwytności czy niedopowiedzenia. Film o Deadpool jeszcze nigdy nie był tak otwarcie samoświadomy swojej filmowości i wbrew pozorom bardzo wychodzi mu to na zdrowie.
Czytaj także: Nie tylko "Marvels" i "Indiana Jones". Disney stracił setki milionów dolarów na czterech filmach
Deadpool nigdy wcześniej nie był tak zabawny
Angaż Ryana Reynoldsa do roli wygadanego najemnika ma swoich zwolenników i przeciwników. Choć rozumiem tych pierwszych, to z punktu widzenia fana komiksów jego Deadpoolowi zawsze brakowało trochę za dużo głębi i jednocześnie szaleństwa. Czasem można było odnieść wrażenie, że Kanadyjczyk jechał na autopilocie, powtarzając w kółko te same dowcipy. Po części było tak dlatego, że jego postać nie bardzo miała się od kogo "odbić". W poprzednich dwóch filmach (niemal) cała obsada miała za zadanie działać pod niego, co przynosiło takie sobie rezultaty. Obecność Hugh Jackmana zmieniła więc bardzo dużo i to nie tylko dlatego, że australijski aktor gra Logana z równie wielką werwą i zaangażowaniem jak w każdej z poprzednich części.
Gdy Wade Wilson wyrusza więc na poszukiwania żyjącego Wolverine'a, który pomoże mu ocalić jego świat przed pewną zagładą, cały film błyskawicznie zyskuje na energii, humorze i po prostu jakości. W trakcie pokazu prasowego sala zresztą wielokrotnie wybuchała śmiechem i choć nie zawsze jest to gwarantem świetnej komedii (subiektywny humor itd.), w tym wypadku faktycznie należy pochwalić scenarzystów. “Deadpool & Wolverine” to zdecydowanie najlepiej napisana i najbardziej pomysłowa z dotychczasowych produkcji o tych bohaterze.
Dodatkowo, co ważne w dziele tak mocno opartym na metatekstualności, Marvelowi nie zabrakło odwagi do przełamywanie swego rodzaju fanowskich tabu, wchodzenie z nimi w dialog i nawet “bezczeszczenie świętości”. Najlepszym przykładem jest tu otwierająca film sekwencja, w której Deadpool dosłownie zabawia się z obawami widzów, że powrót Hugh Jackmana do roli Rosomaka niejako psuje zakończenie “Logana” i jego emocjonalny wydźwięk. Reżyserujący “Deadpool & Wolverine” Shawn Levy poszedł tam na całość i zdecydowanie dobrze na tym wyszedł. Odwaga to słowo bardzo rzadko używane w ostatnich latach w kontekście MCU, a w recenzowanym utworze zdecydowanie jej nie brakuje.
Godnie pożegnanie filmów Foxa i słabe otwarcie nowego MCU
Wszystkie te elementy siłą rzeczy składają się na obraz filmu, który niesamowicie bawi w trakcie oglądania, ale niekoniecznie zostawia wiele z odbiorcami na dłużej. Każda kolejna interakcja między Deadpoolem i Wolverine'em wzbudza na twarzy uśmiech, lecz nie zmienia to faktu, że jeśli widzieliście jakąkolwiek generyczną opowieść o superbohaterach, to widzieliście też wszystko, co fabularnie ma do zaoferowania duet Deadpoola i Wolverine'a. To po części efekt świadomej decyzji twórców, gdyż nie sposób tak wyraźnie odwoływać się do przeszłości, nie powielając jednocześnie szeregu klisz - począwszy od klasycznej stawki, przez nudną i generyczną antagonistkę, aż po przewidywalne zakończenie. Odnoszę jednak wrażenie, że dało się z tej opowieści mimo wszystko wycisnąć więcej.
Pytanie, czy ma to aż tak wielkie znaczenie dla fanów Marvela, których uwagę w trakcie całego seansu zajmować będą kolejne nawiązania, gościnne występy znajomych aktorów i mrugnięcia okiem do “kumatych”. Trzeba przy tym pochwalić tegoroczną produkcję studia, że w przeciwieństwie do filmów “Doktor Strange w multiwersum obłędu” i “Flash” odwołuje się do dawnych postaci i filmów Foxa z dużą dozą szacunku oraz nostalgii. A gdy z kultowych postaci trzeba się trochę pośmiać, to też potrafi to zrobić z pomysłem.
Koniec końców całość wybrzmiewa zresztą właśnie jako hołd dla ponad 20 lat superbohaterskiego kina, dla którego Hugh Jackman i jego Wolverine stali się prawdziwymi ikonami. Od tej strony nie sposób zarzucić cokolwiek filmowi Levy'ego. Inaczej sprawa się ma, jeśli spojrzymy na niego przez pryzmat szerszego MCU i przyszłości cyklu, ponieważ po raz kolejny huczne zapowiedzi szefów Marvel Studios nijak mają się do rzeczywistości. Czwarta faza serii dobiegła już dawno końca, powoli zbliżamy się do finiszu piątej, a nadal tak naprawdę nikt nie ma pojęcia, w którą stronę to wszystko zmierza. Związki “Deadpool & Wolverine” z tym, co już w Marvel Cinematic Universe się wydarzyło oraz co dopiero ma się wydarzyć, można sprowadzić w zasadzie do pojedynczego dowcipu. I to akurat dawno przestało być śmieszne.
Dołącz do dyskusji: List miłosny do superbohaterskiego kina. "Deadpool & Wolverine" to najlepszy film Marvela od lat (recenzja)